czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział VIII

Tak... Stało się. Powinnam być szczęśliwa, prawda? To czemu tak nie jest? Mamy 3 w nocy. Nathan śpi, a
ja siedzę i łzy mi same spływają po policzkach. Sama nie wiem, czemu. To radość pomieszana ze smutkiem. Tylko czego jest więcej? Myślę, że przeważają negatywne uczucia. Dałam się ponieść chwili. Nie tego chciałam w Polsce. Marzyłam o uporaniu się z problemami, a nie stworzeniu nowych. Właśnie to zrobiłam. Kiedy był już pierwszy raz, Nath na pewno będzie oczekiwał kolejnych. Nie twierdzę, że było źle, bo nie było, ale w ten sposób nasza relacja mogłaby się ograniczyć do wyłącznie łóżkowych. Nie chciałabym tego. Za bardzo go kocham, żeby nasze spotkania miały wyglądać tak: 'cześć', seks, 'pa'. Głupia nie jestem. Wiem, że tak kończą niektóre pary. Jeszcze te wszystkie myśli... Po mojej głowie krążą same najgorsze rzeczy. Koniec z tym. Nie zamierzam tak siedzieć o nic nie robić tylko się zadręczać. Wstałam z fotela i cicho otworzyłam szafę. Wyciągnęłam z niej pierwsze lepsze ciuchy, które narzuciłam na siebie. Po chwili na palcach opuściłam pokój. Wszystko zrobiłam tak bezszelestnie, że Nathan nawet nie drgnął. Musiałam się dostać na cmentarz. Co z tego, że jest 3 w nocy? Normalni ludzie pewnie bali by się iść w miejsce, gdzie jest pełno umarłych wokół, ale czy ja jestem normalna? No właśnie nie. Złapał taksówkę i poprosiłam na Stary Cmentarz. W nocy nie ma ruchu, miasto jest prawie umarłe. Dotarcie na miejsce było o wiele szybsze niż za pierwszym razem. Ten dzień.... To było zaledwie dwa dni temu. Byłam taka szczęśliwa. Nath wtedy był moim przyjacielem. No, może nie, ale nikt się do tego nie przyznawał. Chyba było lepiej. Nie miałam żadnych obaw. Teraz mam ich niezliczoną ilość. Po moim umyśle błądził obraz nas na pamiętnej huśtawce. Było cudownie. Niczym się nie zadręczałam. Po co teraz to robię? Może będzie tak samo jak dawniej. Podając banknot kierowcy wysiadłam zatrzaskując za sobą drzwi.
Pewnym krokiem ruszyłam tą samą alejką, co ostatnio. Zero żywej duszy. Tylko moja. Zaraz, zaraz... Moja jest żywa? Czuję jakby umarła. Albo inaczej. Jakby nigdy nie żyła. W końcu dotarłam do grobu. Wokół były pozapalane znicze, więc nie było bardzo ciemno. Wystarczająco. Wyjęłam zapalniczkę z kieszeni i skierowałam płomień do knotu znicza, który zgasł. Po chwili już płonął. Siadłam na ławce i zaczęłam moją 'rozmowę' z mamą:
-Cześć, pewnie jesteś zdziwiona co robię tutaj, u ciebie o 3 w nocy. Chociaż, może znasz powód. - pociągnęłam nosem. - Dzisiaj spałam z Nathanem. Pierwszy raz. Jesteśmy razem. Powinnam się cieszyć, prawda? Czemu tego nie robię? Wiesz... W głowie obijał mi się jego widok. Nie Natha. O to właśnie chodzi. Widziałam Marcina... To nie jest tak, że go kocham, bo to nie prawda. Po prostu, wspomnienia. Zawsze myślałam, że z nim będę miała swój pierwszy raz. A było inaczej. Nic nie mogłam poradzić na to, że wyobrażałam sobie tego skurwysyna! Czuję się jakbym zraniła tym mojego chłopaka. Jakbym była jakąś szmatą. Ja tego nie chciałam. To się wydarzyło samo.
Przerwałam i ukryłam twarz w dłoniach. Wybuchłam płaczem jak małe dziecko, któremu zabrano ukochaną zabawkę. Nie mogłam się opanować. Z każdą chwilą było coraz gorzej. Zaczęłam się trząść, bić pięściami w nogi i krzyczeć. Tak, wiem, że jestem na cmentarzu, ale czuję się taka beznadziejna. Koło mojej stopy leżał jakiś stary znicz. Podniosłam go i rzuciłam nim z całej siły o ziemię. Rozbił się na małe kawałki. Szkło, szkło, szkło, szkło. To słowo odbijało mi się w głowie jak jakieś pierdolone echo. Podniosłam z ziemi mały odłamek i zaczęłam obracać w dłoniach. Moje myśli biegały jak szalone. Moje życie w Polsce, w Londynie,
Nathan, Marcin, a w środku ten odłamek szkła. W każdej chwili mogę sobie ulżyć. 'Pomóc'. Nie było to dla mnie przecież nic nadzwyczajnego. Korzystałam z noży, żyletek, szkło też się trafiło kilka razy, ale nie chciałam tego zrobić. Czy to był strach? Ja się przecież nie boję. Nie takich rzeczy. Ranienie siebie przychodziło mi najłatwiej. Ne teraz. Cisnęłam odłamkiem z całej siły w ziemię, a twarz po raz kolejny ukryłam w dłoniach. Moja bezsilność mnie przerażała. Mogłam jedynie płakać. Nie zasługuję na niego. On jest zbyt dobry dla mnie. Jak mogłam myśleć o Marcinie?! Nie powinnam być z Nathanem. Muszę to zakończyć. Nie mogę go ranić. Co z tego nie mogę bez niego żyć? Jemu będzie lepiej beze mnie, a to najważniejsze. Wstałam z ławki, wycierając ręce o spodnie. Zewnętrzną częścią dłoni otarłam ostatnią spływającą łzę. Tak nie może być, że będę tylko płakać. Wrócę do niego i powiem, że to koniec. W tym momencie usłyszałam jak wibruje mi telefon w kieszeni. Dzwonił Nathan. Nie mogłam z nim rozmawiać. Odrzuciłam połączenie i spokojnym krokiem kierowałam się do wyjścia z cmentarza. Postanowiłam wrócić na piechotę, aby to wszystko przemyśleć. Nie bałam się chodzić sama po mieście w nocy. Niewielu rzeczy się bałam, ale ta jedna sytuacja mnie śmiertelnie przerażała. Utrata Nathana. Niestety to było nieuniknione. Byłam jak pasożyt. Zabierałam mu to co najlepsze, marnowałam czas. Nie jestem aż taką egoistką. Kocham go i chcę dla niego jak najlepiej. A lepiej mu będzie beze mnie. Całą drogę układałam sobie w głowie, co mu powiem i odrzucałam połączenia od niego. Tak, dzwonił jeszcze wiele razy. Koło 6 dotarłam do hotelu. Wjechałam windą na nasze piętro. Patrzyłam na te zmieniające się numerki i widziałam jak zbliża się jedna z najgorszych chwil w moim życiu. Kiedy się zatrzymała spokojnym krokiem ruszyłam do pokoju. Otworzyłam po ciuchu drzwi i weszłam do środka tak, aby nie obudzić Nathana. Nie spał. Łudziłam się, że poszedł spać, bo od dłuższego czasu do mnie nie dzwonił.
-Gabrielle! Gdzie byłaś? Martwiłem się. - rzucił się na mnie, mocno przytulając, a ja tam stałam jak manekin, bez ruchu.
-Byłam na cmentarzu. - odpowiedziałam spokojnie.
-W nocy?! Mogło ci się coś stać! Mógł cię ktoś pobić, zgwałcić, zabić. Co ty sobie myślałaś? - zaczął mi robić wyrzuty.
-Ty nic nie rozumiesz. - po raz kolejny tego dnia się rozpłakałam.
-Czego nie rozumiem? - był lekko zmieszany.
-Wszystkiego! Nie możemy być razem.
-Dlaczego? Myślałem, że mnie kochasz...
-Bo kocham! Najbardziej na świecie! Dla ciebie żyję, dla ciebie oddycham, budzę się.
-To dlaczego nie możemy być razem?
-Bo jestem pierdolonym pasożytem! Wyniszczam cię!
-To nie prawda. Jak możesz mnie wyniszczać skoro mnie kochasz?
-Nie wiem, ale to robię. Zdałam sobie z tego sprawę, że nie zasługuję na ciebie. - wciąż płakałam, ale wstałam, aby zacząć pakować swoje rzeczy.
-Co robisz?
-Pakuję się. Wracam do Londynu. Nie możemy być razem.
-Uspokój się! - pociągnął mnie za rękę zmuszając, aby spojrzała mu w oczy. - Ko-cham-cię. Czego nie rozumiesz? Myślisz, że jestem na tyle głupi, żeby pozwolić ci odejść tak po prostu?
-Myślę, że jesteś na tyle mądry, żeby zobaczyć, że niszczę ciebie i twoje życie.
-To nie prawda. - zbliżył się do mnie i zmusił do pocałunku.
Chciałam, żeby mnie pocałował. Bardzo, ale chciałam też, żeby pozwolił mi odejść, żeby ułożył sobie życie. Beze mnie. Co mam teraz zrobić? Źle beze mnie, gorzej ze mną.
-Nathan... - przerwałam.
-Tak?
-Kocham cię tak bardzo, że błagam... Zostaw mnie. Lepiej ci będzie beze mnie. Zobaczysz.
-Nie, nie będzie. Tak jak jest teraz jest dobrze, cudownie, wspaniale, idealnie. Po co to niszczyć?
-Już to zniszczyłam...
-Nie myśl tak. To nie prawda. Po prostu uwierz, że kocham cię i nie mogę bez ciebie żyć.
Wtuliłam się w jego tors jak małe dziecko w pierś swojej mamusi. Nie zasługuję na niego, ale go mam. To nie prawda. Nie myślałam wtedy o Marcinie jako o chłopaku. Myślałam o nim, jako o przeszłości. Dopiero teraz to zrozumiałam. Kocham Natha i już nigdy więcej go nie zawiodę.
-Od teraz będzie dobrze. - ujął moją brodę w dwa palce i zmusił mnie, abym spojrzała na niego. - Okej?
-Tak. - pokiwałam delikatnie głową.
-I tak ma być. Zobaczysz, że razem dożyjemy starości! - zaśmiałam się, to było słodkie.
-Oby...
-Na pewno!
-Dobra, niech Ci będzie.
Dużo rozmawialiśmy. Zaciekawiło mnie to, że Nathan bez problemu mówi o naszej przyszłości. Wspólnej. Chyba traktuje mnie na serio. Planuje mieć ze mną dzieci za klika lat. To zabawne, bo ja nigdy nie chciałam ich mieć, ale z Nathanem ta wizja jest wyjątkowo przyjemna dla mnie. Życie z nim mogłoby być takie cudowne. Za dużo myślę, analizuję. Powinnam żyć chwilą i od teraz zamierzam to robić. Na śniadanie poszliśmy do hotelowej restauracji. Nie chciało nam się dalej chodzić. Mieliśmy tylko spędzić ten czas razem, nie ważne, gdzie. Zajęliśmy stolik w rogu i zamówiliśmy jedzenie. Ja poprosiłam o sałatkę, a Nathan hamburgera z frytkami.  Trzymaliśmy się za ręce, wymienialiśmy uśmiechy, co chwilę pochylaliśmy się nad stolikiem, aby się pocałować. W żadnej chwili nie myślałam o moim byłym. Teraz liczy się tylko Nath i nikt inny. Spojrzałam w róg sali i skamieniałam. Dosłownie. Nie byłam w stanie się poruszyć. To, co tam zobaczyłam, a raczej kogo, przekroczyło moje największe koszmary senne... Przez chwilę milczałam. Nathan to zauważył.
-Gab, coś się stało? - zapytał z troską.
-Ja... Przepraszam. - do moich oczu napłynęły łzy, a ja wybiegłam z sali.

______________________________________________________________________________
Na dzisiaj to by było na tyle ;) Jak myślicie, kogo zauważyła Gabrielle? ;o
Dziękuję Wam za blisko 1000 wejść. To dla mnie bardzo miłe <3
Każdy komentarz jest dla mnie, również baaaardzo miły, więc zostawcie coś po sobie ;)