sobota, 30 marca 2013

Rozdział VII

Obudziłam się wtulona w Nathana. Oboje leżeliśmy w jakichś dziwnych pozycjach, a pościel była rozwalona na całym łóżku. Co my robiliśmy w nocy? Gadaliśmy, a potem... Potem się całowaliśmy  i poszliśmy spać, przecież. A, nie ważne, pewnie mamy niespokojny sen czy coś. Czy to co się wydarzyło wczoraj to była prawda? Jestem w hotelu, w Polsce, więc czemu miałaby to być nieprawda? Wszystko zdarzyło się! To i tak nie zmienia faktu, że nie mogę w to uwierzyć. To zbyt piękne, zbyt nierealne, a jednak. Koło mnie śpi najwspanialszy chłopak na całym świecie i w dodatku mnie kocha. Odwróciłam się plecami do Nathana, aby wstać i poczułam jak jego ręka zaciska się na moim brzuchu, a jego twarz zbliża się do mojej. Po chwili na moim policzku został złożony słodki buziak.
-Dzień dobry. - uśmiechnął się lekko.
-Cześć. - odwzajemniłam uśmiech.
-Jak się spało?
-Z tobą zawsze się będzie dobrze spać. Szkoda, że to jeszcze tylko 3 noce...
-W Londynie też możesz ze mną spać. - puścił mi oczko.
-Ja w innym mieszkaniu, ty w innym, ale razem. - zaśmiałam się.
-Możesz nocować u mnie, przecież.
-Czasami mogę, ale częściej będę spędzała noc we własnym łóżku.
-To co będziemy dzisiaj robić? - zapytał, zmieniając temat.
-Nie mam konkretnych planów, a ty?
-Możemy spędzić cały dzień w łóżku. - pocałował mnie tak jak robił to wczorajszej nocy.
-Zabawny jesteś. - zaczęłam się śmiać. - Nie będziemy marnować całego dnia na ślęczenie w łóżku.
-Czemu? - udawał smutnego.
-Bo nie! - krzyknęłam i wykorzystując jego zmieszanie szybko wyskoczyłam z łóżka i biegiem skierowałam się do łazienki, zamykając za sobą drzwi.



Wzięłam szybki prysznic, który zajął mi kilka minut. Nie lubię przedłużać czynności, które mogą mi zająć chwilę. To marnowanie czasu. Założyłam szlafrok na moje lekko wilgotne ciało. Chciałam sięgnąć po ubrania, ale na śmierć zapomniałam o tym, że nie mam ich w łazience. Muszę z niej wyjść i wyjąć z szafy coś  do przebrania. Lekko nacisnęłam klamkę i rozejrzałam się, czy nie ma go w pokoju. Nigdzie go nie widziałam. Na palcach przeszłam do szafy. Chyba wyszedł. Zaczęłam w niej grzebać, szukając mojej ulubionej bluzy. Znalazłam! Kiedy ją wyciągałam poczułam jak ktoś obejmuje mnie od tyłu. Słowo 'ktoś' jest tutaj w sumie zbędne, bo wiedziałam, że to Nathan.
-Za ucieczkę musi być kara. - obrócił mną w ten sposób, że teraz byłam zwrócona twarzą do niego.
-Oj, przestań. Zajęłam tylko łazienkę. - wplotłam wolną dłoń w jego włosy.
-Tylko?! Uciekłaś mi!
-To teraz zostanę, tylko pójdę się przebrać, okej?
-Myślisz, że cię teraz puszczę?
-Oczywiście, że mnie puścisz.
-Dlaczego?
-Bo jestem głodna, a chyba wiesz, że jak kobieta głodna to jest zła.
-Idź się ubieraj! Z moją siostrą się nie da żyć jak jest głodna! Szybko! - zaczął grzebać w szafie w poszukiwaniu jakichś spodni dla mnie, zabawny jest.
-Dzięki. - zaczęłam się śmiać, kiedy podał mi to, czego szukał.
Wzięłam jeszcze tylko bieliznę, przez ramię przerzuciłam czarne rurki i skierowałam się do łazienki. Spodnie wchodziły ciężko, co znaczy, że muszę schudnąć, ale to dopiero jak wrócę do UK. Teraz nie będę sobie niszczyć tak pięknego czasu jakimś odchudzaniem. No i już jestem ubrana. Szczotka do włosów i kosmetyczka są w zasięgu mojej ręki. Jeszcze tylko 10 minut i jestem gotowa. Oho, farba schodzi. Wrócę do domu to muszę je znowu pofarbować. A może by tak wrócić do naturalnego koloru... Nie, jeszcze nie teraz. Ostatnie pociągnięcie tuszem i gotowe! Wyszłam z łazienki i zobaczyłam Nathana, który leżał na łóżku. Bez koszulki wyglądał zabójczo, musiał zacząć niedawno chodzić na siłownię, bo zaczęły mu się zarysowywać mięśnie. Skierowałam się w jego stronę, aby położyć się obok na łóżku.
-To teraz ty idź się ubieraj i idziemy na śniadanie. - pogoniłam go.
-Dobrze, dobrze. Dla ciebie wszystko. - pocałował mnie w policzek i wstał po ubrania.
Mnie szykowanie zajęło około dwudziestu minut, a on tam siedzi już pół godziny. Co to ma być? O, właśnie wychodzi. Udało mu się.
-Co ty robiłeś tam tyle czasu?
-Widzisz te włosy? - wskazał na nie palcem.
-No widzę, zapuszczałeś je? - moja ironia zawsze najlepsza.
-Ha ha ha, bardzo zabawne. Doprowadzenie ich do takiego stanu trochę zajmuje. Nie mogę się pokazać w towarzystwie mojej najpiękniejszej dziewczyny jak jakiś wieśniak. - pocałował mnie w czoło.
-Nie słodź tyle, bo głodna jestem. Proponuję KFC.
-Coraz bardziej mnie zaskakujesz...
-Czemu?
-KFC jest tuczące i dziewczyny, które znałem nie jadały tam.
-Nie jestem taka jak wszystkie inne. Chyba to wiesz. - uśmiechnęłam się.
-Masz rację. Chodźmy. - złapał mnie za rękę i wyszliśmy.
Zdecydowaliśmy się dzisiaj na spacer. Słońce grzało, my rozmawialiśmy, gdzieś w tle było słychać ptaki.
Randka idealna. Ale zaraz... Czy to randka? Skoro jesteśmy parą, bo sam mnie nazwał swoim chłopakiem to chyba tak. Nie będę o tym myśleć. Po prostu będę się cieszyć chwilą. Tak będzie najlepiej. Tylko czemu te dwie dziewczyny rozmawiają między sobą, dziwnie podskakują i wskazują na nas? O co im chodzi?
-Nathan... Spójrz na te dzieci. - skinęłam głową w ich kierunku. - Co się im dzieje?
-Nie mam zielonego pojęcia. Nie przejmuj się tym.
Cały czas szliśmy za rękę. Może mi to nie powinno przeszkadzać, a jednak przeszkadzało, że te dziewczyny się patrzą na nas. W końcu zaczęły się zbliżać w naszym kierunku. Chyba się dowiem, o co chodzi.
-Czy ty jesteś Nathan Sykes? - zapytały na wdechu.
-Nie rozumie po polsku. - odpowiedziałam im, to chyba logiczne, że nie umie tego języka.
The WANTED byli początkującym zespołem. W Polsce jeszcze nie tak bardzo znanym, ale jak widać ktoś kojarzy Nathana Sykesa. Pierwszy raz widziałam jak pozuje do zdjęć i rozdaje autografy. Jest taki swobodny, taki nieskrępowany tym, co robi.
-A ty jesteś jego przyjaciółką? - zapytała jedna z dziewczyn.
-Ja... - zaczęłam.
-Nie, to jest moja dziewczyna. - wtrącił się Nath, przyciskając mnie mocniej do siebie.
-Nie pasuje do ciebie. - skomentowała druga.
-Cóż, przeciwieństwa się przyciągają. - uśmiechnął się.
-Może... - ta dziewczyna dziwnie na mnie patrzy, jakby chciała mnie zabić.
-Przepraszam, ale musimy już iść. - powiedział szybko ciągnąc mnie za sobą.
Byliśmy już blisko celu. Jeszcze kilka minut dzieliło mnie od zaspokojenia głodu. Teraz zwykłe KFC nabrało nowego znaczenia. Z nim wszystko było inne, lepsze. Teraz będzie lepiej, a na pewno żyletka pójdzie w odstawkę, bo korzystać z niej nie zamierzam. Nie jest potrzebna. Nie będę niszczyć mojego cudownego życia, które i tak się w końcu zniszczy...Zawsze tak jest. Po raz kolejny Nathan przerwał moje rozmyślania.
-Co ci kupić? - zapytał mnie, a ja nawet nie zauważyłam jak i kiedy dostaliśmy się tutaj.
-Obojętne mi, co chcesz.
-To ci zamówię to samo, co mi.
-Okej.
Zamówienie zostało złożone i zapłacone. Tyle, że Nath chciał już wracać do hotelu, więc wziął dwa duże zestawy na wynos. Wziął siatkę i mogliśmy już wracać, co prawda ja nie chętnie, ale dla niego zrobię wszystko. Droga powrotna zajęła nam mniej czasu, bo tym razem nikt nas nie zaczepił. Niestety, kiedy dotarliśmy na miejsce jedzenie było już zimne. Na szczęście mamy mikrofalę w apartamencie, więc mogliśmy podgrzać jedzenie. Siadłam po turecku na łóżku, a Nathan koło mnie. Nie rozmawialiśmy, bo byliśmy skupieni na jedzeniu. Byłam taka głodna, że cały zestaw pochłonęłam w niecałe 15 minut. W sumie to
wczoraj nawet kolacji nie jadłam, bo przez te wszystkie emocje i w ogóle po prostu zapomniałam o tym. Chwilę po mnie skończył Nathan. Cały dzień wygłupialiśmy się, rozmawialiśmy, graliśmy w gry na konsoli, którą mamy w pokoju, śmialiśmy się i oglądaliśmy filmy. Taki dzień mógłby się powtarzać do końca mojego życia. Był cudowny. Nie spotkało mnie nic złego. To takie dziwne. Czyżby teraz miało być lepiej? Mam nadzieję. Życie z Nathanem mogłoby być cudowne. Każdy dzień taki jak ten. Kłócić się, a potem godzić. Przepraszać... Z nim mogłabym nawet na drugi koniec świata pójść. Byle tylko z nim. Mam nadzieję, że to on będzie tym na zawsze. Nigdy nikogo tak nie kochałam. Jak sobie pomyślę, że niedawno go poznałam to nie mogę w to uwierzyć. Tyle już o nim wiem, ale wciąż wielu rzeczy też nie wiem... Czuję, że jeszcze będę miała szanse je poznać. Zerknęłam na zegarek. Dochodziła już 21 wieczorem.
-Pójdę założyć piżamę. - uśmiechnęłam się.
-Dobra, ja poczekam. Wejdę po tobie. - odpowiedział.
-Okej.
Ruszyłam do łazienki. Jak zwykle prysznic, wieczorna toaleta. Nic nadzwyczajnego. Ubrania tym razem wzięłam ze sobą. Kolejny raz tego błędu nie powtórzę. W sumie, gdyby Nathan miał mnie całować za każdym razem.... Mogłabym cały czas zapominać ciuchów, ale po co skoro i tak mnie całuje? Ja i moje głupie, wieczorne rozmyślania. Jestem już gotowa. Mogę teraz wpuścić Nathana. Nacisnęłam klamkę od drzwi i weszłam do sypialni. Nath siedział na łóżku.
-Łazienka wolna. Idziesz? - zapytałam, siadając koło niego.
-Mhm... - był nieobecny.
-O czym myślisz? - zadałam mu kolejne pytanie.
-O nas.
-I co wymyśliłeś?
-Miałaś kogoś oprócz Marcina? - zaskoczyło mnie to pytanie.
-Nie, tylko ciebie. A ty miałeś kogoś? - odpowiedziała mi przeciągła cisza. - Jeśli miałeś to możesz mi powiedzieć. Przecież to przeszłość. Nie mamy na nią wpływu.
-Miałem kilka dziewczyn. Na jednej bardzo mi zależało. Byłem z nią 3 lata. Któregoś dnia poszedłem do niej do domu, aby jej powiedzieć, że kocham ją i chcę z nią spędzić resztę życia. Znalazłem ją nieżywą w jej pokoju... - głos mu się załamał. - Przedawkowała leki. W kilka dni potem zacząłem się ciąć.Zaliczyłem nawet próbę samobójczą. Nie mogłem nad niczym zapanować. Nie chciałem bez niej żyć. Zastanawiało mnie, czemu to zrobiła.
-Przykro mi.
-A wiesz, co? Mnie teraz już nie. Gdyby nie to pewnie wciąż byłbym z nią, nie poznałbym ciebie...
-Może byś miał lepsze życie beze mnie?
-Nie wolno ci tak nawet myśleć! - gwałtownie się podniósł.
-Dlaczego?
-Bo cię kocham! - wykrzyczał to.
Te słowa dziwnie na nas podziałały. W tym momencie górę nad nami wzięły emocje, głównie namiętność i
pożądanie. Wiem, że Nath czuł to do mnie już wcześniej, ale teraz... Czy na prawdę do tego dojdzie? Całowaliśmy się tak zawzięcie jakby miał to być nasz ostatni raz. Jakbyśmy mieli się za chwilę rozstać. Nath podniósł mnie, a ja swoimi nogami oplotłam jego ciało. To wszystko działo się tak szybko, że nie mogłam nawet tego przemyśleć. Nie zamierzałam. Mogło by się okazać, że bym się rozmyśliła, a tego nie chciałam. W tym momencie liczył się tylko on, tylko to, do czego bardzo prawdopodobnie zaraz dojdzie. Marzyłam teraz tylko, o tym, żeby każdy milimetr mojego ciała należał do niego i do nikogo więcej. Czułam jego usta na moje szyi, dekolcie, dosłownie wszędzie. Dziwny dreszcz przeszedł po moim ciele. Nigdy czegoś takiego nie czułam. Położyliśmy się na łóżku. Ani na chwilę nie przerwaliśmy tej fali pocałunków. W końcu pozbyliśmy się naszych ubrań. Przez chwilę czułam się skrępowana. Nathan chyba to zauważył.
-Chcesz przestać? - zapytał w ostatniej chwili.
-Nie. - lekko pokręciłam głową.
Stało się to, czego tak bardzo pragnęłam, a jednocześnie bałam się. Chyba niepotrzebnie. Chwila zapomnienia czasem się opłaca. Nie żałuję. Leżąc w łóżku czuję jak dłoń Nathana delikatnie gładzi moje ciało. Idealne zakończenie wspaniałego dnia.


_________________________________________________________________________
Wiem, że do do dupy, ale pamiętajcie, że JA TAKICH RZECZY NIE PISZĘ. Jakby komuś nie pasowało czy coś to zawsze macie swoją wyobraźnię, swoje pomysły. Chcecie to sobie opiszcie po swojemu, nie to nie. Wasze życie. Jako, iż mam problemy z pisaniem idę na chorobowe ;) Do kiedyś tam.



piątek, 22 marca 2013

Rozdział VI
































To była ciężka noc. Budziłam się kilka razy. Ostatecznie z łóżka wstałam o czwartej nad ranem. Podeszłam do okna. Była piękna noc. Gwieździste niebo. Po chwili zobaczyłam spadającą gwiazdę. Przypomniałam sobie moje dzieciństwo. Kiedy byłam mała, bałam się, że ta gwiazda w coś uderzy i zrobi komuś krzywdę. Miałam wtedy około 5 lat. Mama mnie wzięła na kolano i powiedziała, że teraz właśnie mam szansę na spełnienie mojego największego marzenia. Muszę je tylko pomyśleć. Nigdy się nie spełniło... Poprosiłam, aby tata wrócił do nas. Teraz myślę, że może to lepiej. Może to wszystko ma jakiś głębszy sens. Moje życie jest gdzieś tam w tych gwiazdach zapisane. Teraz też sobie pomyślę życzenie. Może się spełni, ale tym razem na nic nie będę liczyć. Po prostu pomyślę. Chcę, aby ten pobyt w Polsce był najlepszym czasem, jaki miałam od dawna. Tylko tyle, żeby przez te 5 dni nic złego mnie nie spotkało. Chociaż nie... To pewnie za dużo. Poszłam do łazienki umyć się i uczesać. Prysznic mi zajął 15 minut. Aby mi było wygodnie związałam włosy w wysoką kitkę.  Jeszcze tylko szybki makijaż i fajrant. Nie maluję się dużo. Tusz mi wystarczy na dzisiaj. Zaraz, zaraz. Nathan ma mnie z lotniska odebrać! Nie mogę wyglądać jak jakiś debil. Czyli make-up mi zajmie więcej czasu... Co ja robię? Jak ja się zachowuję? Jak jakaś głupia nastolatka, która jest zakochana po uszy. Po godzinie wszystko było zrobione, walizki spakowane. Mogłam wychodzić. Złapałam za rączkę wielkiej, czarnej walizki i po chwili sobie przypomniałam, że nie zamówiłam taksówki. Wzięłam telefon i odblokowałam klawiaturę i zobaczyłam sms, który po raz kolejny wywołał uśmiech na mojej twarzy.  Nacisnęłam klawisz, który otwierał menu i wstukałam numer. Kierowca miał przyjechać za 10 minut. Wzięłam klucze do ręki i skierowałam się do drzwi. Doznałam kolejnego olśnienia! Aparat! Może będę chciała tam coś uwiecznić. Wróciłam się po raz kolejny i wrzuciłam go do torby. Teraz mogę wyjść. Ostatnie spojrzenie na mieszkanie. Wszystko jest tak jak powinno. Nacisnęłam klamkę i wyszłam. Teraz słyszałam tylko stukot kółek walizki, którą za sobą ciągnęłam. Dzieli mnie tylko półtorej godziny od wylotu. Nie wiem, co będę robiła tyle czasu na lotnisku, ale mam słuchawki i telefon, więc jakoś przeżyję. Wyszłam na ulicę. Przede mną czekała już taksówka. Dawno nie wychodziłam z domu tak wcześnie. Robiłam to jak miałam okropnego doła. Dzisiaj powód jest zupełnie inny. Koniec tego gadania w myślach. Podałam kierowcy walizkę i poprosiłam, aby mnie zawiózł na główne lotnisko. Dokładnie o 5.59 dotarliśmy na miejsce. Podałam mu pieniądze i wysiadłam. Ten pan był całkiem miły. Pomógł mi nawet walizkę wyjąć z bagażnika. Zwykle mi ludzie nie pomagają... Z reguły patrzą się na mnie jak na jakiegoś odmieńca. W sumie to nim jestem... Skierowałam się do sali odpraw i czekałam. Mocno w dłoniach ściskałam bilet jakbym się bała, że zaraz się rozpadnie albo ktoś mi go zabierze. W tym momencie wyłączyłam się. Nie wiedziałam, co się dzieje wokół mnie. 6.20, 6.40, 6.50.  Wszystko, co robiłam działo się bez jakiegoś mojego szczególnego udziału. To wszystko było automatyczne, bo nie myślałam o tym. Tak na prawdę to nie wiem, jakim cudem siedzę już w samolocie. To takie głupie, że aż przybijające. Latałam samolotem jeden jedyny raz. Do Londynu. Wiem, że nie lubię turbulencji, ale je przetrwam. Pasy zapięte. Samolot w powietrzu, czyli słuchawki na uszy, trochę pomyślę i może to jakoś wytrzymam. Lot miał trwać około 2 godzin. Myślałam o Nathanie, o Polsce, co mnie tam spotka. Głównie nie mogłam się doczekać aż znów zobaczę jego uśmiech, oczy... Miałam na telefonie kilka piosenek The WANTED. Nathan mi je przesłał. Puściłam sobie 'I'll be your strenght' i wyłączyłam się. Po tej piosence leciały kolejne z tego albumu. Lot minął całkiem spokojnie. Słuchając jego głosu czułam się jakby siedział koło mnie. Wysłał mi nawet sms'a, z pytaniem, jak lot i że już czeka na lotnisku. W tym momencie gotowa byłam nawet wyskoczyć z tego samolotu, żeby dostać się tam szybciej, więc kiedy usłyszałam te słowa z prośbą o zapięcie pasów, bo lądujemy to było dla mnie jak zbawienie. Po jakimś czasie mogliśmy już opuścić samolot. Kiedy wyszłam na to chłodne powietrze zobaczyłam jak wieloma rzeczami się różni Londyn od Warszawy. Lepsze życie mam w Londynie. Nie jest dobre, ale na pewno lepsze. Wszystko, co musiałam załatwiłam i zaczęłam się rozglądać za Nathanem. Nigdzie go nie widzę. Mój wzrok zaczął nerwowo błądzić po ogromnej przestrzeni. Zaczęłam się denerwować. Wtedy go zobaczyłam. Moje serce przyspieszyło bicia jak za każdym razem, kiedy go widziałam. Wyglądał jak zawsze pięknie. Wciąż nie mogę uwierzyć, że jest tutaj. Ze mną. Jaka ja głupia jestem. Zamiast iść do niego się przytulić to stoję jak ten debil i się gapię. Starałam się opanować moje nogi, ale tak bardzo chciały pobiec. W końcu nie wytrzymałam. Przyspieszyłam kroku, a kiedy byłam w wystarczającej odległości przytuliłam się jak dziecko do swojego ulubionego misia. On odwzajemnił uścisk. Był strasznie ciepły. Odsunął mnie lekko od siebie i dał buziaka w czoło.
-Jak ci minął lot? - zapytał.
-Całkiem dobrze. Przesłuchałam wszystkie wasze piosenki. - uśmiechnęłam się. - Są super.
-Cieszę się. Wzięłaś tylko tą jedną walizkę? - wskazał przedmiot stojący obok mnie.
-Tak, nie mam zbyt wielu ciuchów.
-Na pewno jesteś dziewczyną? - zaśmiał się. - Palisz, pijesz, nie masz dużo ubrań, prawie się nie malujesz...
-Nie zaczynaj! - przerwałam mu.
-Przepraszam. - jeszcze raz mnie przytulił. - To idziemy.
W jedną rękę wziął rączkę walizki, a w drugiej ujął moją dłoń. Wychodziliśmy na ulicę, a mnie rozpierała radość od środka. Czułam jak Nathan zatacza kciukiem kółka na mojej dłoni. Nikt tego nie robił wobec mnie. Nawet ten skurwysyn. Wciąż nie chcę wymawiać jego imienia. To boli.
-Gdzie idziemy? - zapytał. - Chyba do hotelu na początek, nie?
-Tak, muszę się ogarnąć i chwilkę odpocząć, jeśli nie masz nic przeciwko.
-Oczywiście, że nie mam. Z tego, co widziałem to tam jest postój taksówek. - wskazał palcem.
Ruszyliśmy spokojnym krokiem we wskazane przez Nathana miejsce. Poinformował kierowcę do jakiego hotelu mamy się udać i już po chwili ruszyliśmy. Po drodze dużo rozmawialiśmy.
-Wziąłem jeden dwuosobowy pokój. Pomyślałem, że tak wyjdzie taniej. Nie przeszkadza ci to, prawda? - zapytał.
-Nie, skąd. Może być. - zamyśliłam się i teraz wszystko jest mi obojętne.
Odwróciłam się i spojrzałam w okno. Polska była taka szara, smutna. Zupełnie inna niż Londyn. Tam na ulicach mijasz radosnych ludzi, a tu wszyscy mają uśmiech, ale odwrócony do góry nogami. Nie możliwe, żeby każdy miał tak spierdolone życie. To po prostu niemożliwe. Połowa populacji tego miasta może jeszcze, ale nie wszyscy. Moje życie się chyba teraz naprawia... Taką mam nadzieję. Ciekawe, o czym myśli Nathan. Nagle samochód stanął.
-20 złotych. - poinformował nas kierowca.
-Proszę. - podałam mu pieniądze i wysiedliśmy.
-Chyba muszę sobie załatwić trochę tych waszych złotówek.- zaśmiał się Nathan.
-Spokojnie, mam kasę.
-Chyba coś ci się przewróciło w głowie, że ty będziesz za wszystko płacić. Nie ma mowy. Jak to się stało, że w moim portfelu są funty, euro, a złotówek nie ma?
-Powiem ci, bo tu też nic nie ma. - popukałam go w czoło.
-Chyba jest. Niewiele, ale coś na pewno jest. - zaśmiał się.



Weszliśmy przez duże drzwi, a naszym oczom ukazał się hotelowy korytarz. Bardzo ładny. Ten hotel na pewno do tanich nie należał. Nath mnie prowadził, a ja szłam za nim jak ta ostatnia sierota rozglądając się wokół siebie. Tu na prawdę jest pięknie. Jako dziecko marzyłam, że jestem księżniczką i mieszkam w takim miejscu. Dotarliśmy do windy. Nathan nacisnął guzik z numerem 20, co oznaczało, że jedziemy na dwudzieste piętro. Cały czas nic nie mówiliśmy. DING! Winda dojechała na miejsce, a drzwi się rozsunęły. Kolejny korytarz. Zatrzymaliśmy się przy pokoju o numerze 384. Wsadził kartę klucz do czytnika i otworzył drzwi przepuszczając mnie przodem. To nie był zwykły pokój. To był apartament. Śliczny. Tylko czemu jedno łóżko?
-Nathan, pokój dwuosobowy to dwa łóżka według mnie. - zaśmiałam się.
-Nie było takich pokoi, które by odpowiadały moim wymaganiom. - odpowiedział poważnie.
-Żartujesz... - przeraził mnie lekko, takie zachowanie do niego nie pasowało.
-Tak, żartuję. - zaśmiał się. - Nie dogadaliśmy się z panią recepcjonistką. Nie chciało mi się tego załatwiać. Błagam, powiedz, że ci to nie przeszkadza.
-Nie, bo na łóżku się tylko śpi. - teraz to ja się śmiałam
-No i dobrze.
-Pójdę się ogarnąć i pojedziemy gdzieś, okej? - zapytałam.
-Dobrze.
Wyszłam do łazienki, która tak jak reszta była śliczna. Utrzymana w jasnych kolorach i w ogóle śliczna. Przejrzałam się w lustrze. Nie wyglądałam źle. Musiałam tylko przeczesać włosy szczotką i poprawić makijaż. Po 5 minutach wszystko było zrobione.
-To możemy iść?
-Gdzie?
-Chciałam pójść na grób mojej matki. Możemy?
-Oczywiście. Zrobimy, co tylko będziesz chciała, bo przecież cholernie cię kocham. - zaśmiał się.
-Debil! - wymierzyłam mu lekki cios w ramię.
-Ja? Mogę być debilem, byle z tobą.
Wyszliśmy z pokoju, po raz kolejny zjechaliśmy tą windą, co już się zrobiło lekko denerwujące jak sobie pomyślę, że będę nią tak często jeździć, ale dobra. Wyszliśmy przed budynek i złapaliśmy taksówkę. Poprosiłam na Stary Cmentarz. Nawet nie wiedziałam, że można aż tak się odzwyczaić od ojczystego języka. Jadąc taksówką rozmawiałam z Nathanem o moich obawach i nadziejach związanych z wizytą na grobie. Cieszę się, że mogę o tym wszystkim opowiedzieć komuś i ta osoba mnie wysłucha i coś poradzi lub po prostu przytuli jak to właśnie teraz zrobił Nath. Korki. A co jeśli zapomniałam,  gdzie mama jest pochowana? O tym nie pomyślałam... Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że wciąż pamiętam.  W pewnym momencie po moim policzku spłynęła samotna łza. Sama nie wiem, czemu.
-Ej, co się dzieje? - wytarł ją opuszkiem kciuka.
-Sama nie wiem. - uśmiechnęłam się. - To chyba z radości.
-Mam nadzieję!
Wreszcie dotarliśmy do celu. Zapłaciłam ja jako, że miałam przygotowane złotówki, ale Nathan uparł się, że zwróci mi pieniądze. Skoro tak chce to kłócić się nie będę. Nic nie zniszczy tego dnia. Ruszyłam przodem, aby kupić znicz. Wzięłam taki mały, skromny, bo wiem, że mama przepychu nie lubi. Podałam starszej pani banknot, a w drugą dłoń wzięłam reklamówkę.
-Dziękuję. - uśmiechnęłam się i odeszłam.
-Daj, poniosę to. - zaproponował Nath.
-Przestań się wygłupiać. To tylko jeden znicz. - zaprotestowałam. - Nie jestem pewna, czy pamiętam, gdzie jest pochowana moja mama...
-Na pewno trafisz. Takich rzeczy się nie zapomina.
-Mam nadzieję.
Po kilkuminutowym spacerowaniu między alejkami wreszcie znalazłam to, czego szukałam. Grób mamy. Podeszłam bliżej. Był zadbany. Czysty. Nawet pali się jeden znicz. To mnie zdziwiło. Nie mamy tutaj rodziny. Wyjęłam z reklamówki zapałki i zapaliłam jedną z nich. Przyłożyłam ją do knota, a po chwili zakryłam znicz pokrywką, aby ogień nie zgasł. Postawiłam go na granitowej płycie i usiadłam na ławeczce. Nathan cały czas stał koło mnie.
-Mógłbyś mnie zostawić samą? - zapytałam.
-Oczywiście, będę tu w pobliżu jakbyś czegoś potrzebowała. - nachylił się nade mną i pocałował mnie w czoło.
-Dziękuję.
-Nie masz za co. - oddalił się.
Kiedy był odpowiednio daleko zaczęłam mówić:
-Mamo, to był Nathan. Teraz jest moim przyjacielem, ale mam nadzieję, że będziemy kimś więcej dla siebie. Myślę, że on by chciał i ja też bym chciała. Moje życie bez ciebie jest okropne i bardzo bolesne. To on wniósł do niego taki promyczek światła. Nie mieszkam już w Polsce. Kiedy skończyłam 18 lat, opuściłam dom dziecka i jak najszybciej to było możliwe wyjechałam za granicę. Teraz mieszkam w Londynie. Mam niewielkie mieszkanie. Znalazłam też pracę niedawno. Zajmuję się starszym panem, Johnem. Jest bardzo miły. Traktuję go jak dziadka, którego niestety nigdy nie miałam. Ciężko mi bez ciebie. Bardzo. Zaczęłam palić, chociaż wiem, że nigdy tego nie popierałaś. Spójrz. Mam fioletowe włosy. Pamiętam jak mi mówiłaś, że mam śliczne brązowe loki. Jak mi je wiązałaś różnymi kolorowymi wstążkami. Wyglądałam wtedy tak słodko. Teraz moje życie w żadnym stopniu nie przypomina tamtego. Okazało się, że Marcin mnie zdradzał. Dowiedziałam się, o tym chwilę po twojej śmierci. To mnie wewnętrznie zabiło. Umarła część mnie. Sama nie wiem, czemu jeszcze żyję. To ty mnie pilnowałaś? Teraz czuję, że przy Nathanie zaczynam odżywać. - mówiąc tak do tej nagrobnej płyty, czułam jakbym mówiła do niej, jakby teraz siedziała koło mnie, a ja jej opowiadałam, co się wydarzyło na jakiejś wycieczce. - Myślę, że teraz będzie lepiej. Nie mogłam się zmusić, żeby tu przyjechać do ciebie. To Nath mi w tym pomógł. Cieszysz się? Ja bardzo. Chyba już pójdę, bo chciałam mu pokazać jeszcze jedną rzecz. Pewnie wiesz, o co chodzi.
Przeżegnałam się, zmówiłam modlitwę i spokojnym krokiem odeszłam od grobu. Zrobiło mi się lżej na sercu. Teraz będę częściej odwiedzać Polskę i rozmawiać z mamą. Wiem to.
-Nathan. - podeszłam do niego. - Pojedziemy jeszcze w jedno miejsce. Chce ci je pokazać, bo jest dla mnie bardzo ważne.
-Pewnie. Jedźmy. Co dla ciebie ważne to i dla mnie. - uśmiechnął się.
Trzymając się za ręce opuściliśmy cmentarz. Musimy złapać kolejną taksówkę. Zmarnuję tyle pieniędzy... Trudno, chcę mu to pokazać i to zrobię. Cały rytuał związany z jazdą samochodem jest cały czas taki sam. Po pokonaniu całego miasta dotarliśmy na jego obrzeża. To tu mieliśmy dotrzeć. Mój dom. Mój były dom.
-Tu mieszkałam. - wskazałam mały, ale przyjemny domek. - Chodź za mną.
Jednym płynnym ruchem przeskoczyłam płot.
-Co ty robisz? - spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
-No weź, strach cię obleciał? To tak jakby mój dom. - zaśmiałam się.
-Będzie na ciebie jak coś. - ostrzegł mnie.
-Tak, tak, tak. -odpowiedziałam z obojętnością.
Widać, że on przez płoty nie skakał za wiele razy, o ile w ogóle kiedykolwiek skakał. Wyglądało to przekomicznie. Nie mogłam opanować śmiechu.
-Nie śmiej się ze starszego! - upomniał mnie.
-Przepraszam. - czy on wie, że to udawana skrucha? - Chodź!
Pociągnęłam go za rękaw. Obeszliśmy dom dookoła. Wciąż miałam nadzieję, że to, co chcę mu pokazać jest tam gdzie zostało. No i jest tak jak myślałam. W oddali na starym drzewie wisiała huśtawka. Symbol mojego szczęśliwego dzieciństwa i braku trosk.
-Spójrz. - wskazałam ją palcem.
-Huśtawka.
-Mama mnie często na niej huśtała. - usiadłam na lekko spruchniałej desce i zaczęłam się kiwać na zmianę w przód i w tył, wprawiając ją w ruch.
-Na pewno miłe wspomnienie...
-Bardzo. - zamknęłam na chwilę oczy.
Kiedy je otworzyłam kucał przede mną Nathan. Zatrzymałam huśtawkę.
-Gab... - patrzył mi głęboko w oczy.
-Tak? - zapytałam.
-Wiesz, że mi na tobie zależy i bardzo cię lubię... - zaczął.
-Wiem, ja ciebie też. - uśmiechnęłam się lekko.
-Chciałbym, czegoś spróbować. Mogę? - przybliżył się do mnie odrobinę.
Domyśliłam się, o co mu chodzi i delikatnie skinęłam głową. Po chwili byliśmy złączeni magicznym, wyczekiwanym pocałunkiem. Niczego nie było wokół nas. Byłam tylko ja i on. Czułam jak wszystko wiruje w mojej głowie, a serce bije jak szalone. Spełnienie marzeń. Czy może być coś lepszego od pierwszego pocałunku z najwspanialszym chłopakiem na świecie, którego kocham z całego serca w miejscu, które przypominało mi najlepsze czasy mojego życia? Może ta gwiazda na prawdę spełniła moje życzenie... Nagle usłyszałam donośny męski głos.
-Co wy tam robicie?!
-Szybko, zmywamy się! - pociągnęłam Nathana za sobą, rzucając się do ucieczki.
-Zachciało się gówniarzom amorów... - tylko tyle zdołałam usłyszeć.
Tym razem przejście przez płot obojgu nam nie sprawiło najmniejszego problemu. Biegliśmy jeszcze kawałek, aby nikt nas już nie widział. Cała sytuacja bardzo mnie rozbawiła. Scena jak z filmu.  Stanęliśmy za rogiem budynku.
-O co chodziło temu facetowi? - zapytał zdezorientowany Nathan.
-A czy to ważne? - zapytałam z uśmiechem.
-Tak, bo przerwał mi najpiękniejszy moment mojego życia.
-Nie martw się. - tym razem to ja go pocałowałam.

____________________________________________________________________
Dotrwaliście do końca? Szacunek ^^ Pisanie zajęło mi bardzo dużo czasów oraz nerwów, starałam się zrobić to tak, aby Wam się spodobało i mam nadzieję, że mi się udało... Dziękuję za uwagę ;)

środa, 20 marca 2013

Rozdział V

Rano wyszłam jak zwykle do pracy. Tym razem tylko na na dwie godziny, bo jutro o siódmej rano mam wylot. Do Polski. Nie mogę w to uwierzyć. Teraz mój strach sięga zenitu.  Może jednak zwrócę te bilety? Nie, nie mogę. Muszę tam pojechać. Tak rozmyślając dotarłam do domu John'a.
-Dzień dobry! - krzyknęłam od progu.
-Witaj, Gabrielle! - starszy pan wyszedł z salonu, aby mnie powitać.
-Jak się pan czuje? Widzę, że humor dopisuje. - przeszliśmy do pokoju, aby usiąść na kanapie.
-A, dziękuję, dobrze. A ty jak przed wyjazdem? O której masz wylot?
-O siódmej rano. Trochę się boję, ale też cieszę. Wreszcie robię coś na co nie mogłam się odważyć przez wiele miesięcy. Poza tym będzie tam ze mną Nathan. - po co to powiedziałam?
-To ten miły młodzieniec, który tu przychodził po ciebie przez ostatnie kilka dni? - zapytał.
-Tak, to on. - na samo wspomnienie pojawił się uśmiech na mojej twarzy.
-Podoba ci się?
-Co to za pytanie? - zaczynam go traktować jak własnego dziadka.
-Proste. Tak albo nie.
-Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nic więcej.
-Szkoda, ładnie razem wyglądacie.
-Nie spieszy mi się nigdzie. Mam osiemnaście lat. Na miłość mam jeszcze czas.
-Dobrze mówisz Gabrielle. Mądre z ciebie dziecko, ale trochę zagubione. Czuję, że ten młodzieniec pomoże ci odnaleźć tą właściwą drogę.
-Mam nadzieję... - powiedziałam to szeptem, bo nie chciałam, żeby tego usłyszał. - To ja pójdę po zakupy dla pana, pozmywam naczynia, zrobię obiad i pójdę do domu. Nie będzie panu to przeszkadzało?
-Nie, skąd. Jak chcesz to możesz nawet teraz iść do domu.
-Na prawdę, mogę zostać i pomóc. To dla mnie nie problem. Jestem prawie spakowana. - uśmiechnęłam się.



Wyszłam do kuchni sprawdzić, co jest w lodówce. Widzę, że zaczynają się robić pustki. W zlewie nie wiele naczyń, więc szybko je zmyję. Odkręciłam wodę, podciągnęłam rękawy i znowu zorientowałam się, że nie myślę, co robię. Blizny. W każdej chwili John mógł wejść i to zobaczyć. Nie mam ochoty wszystkim tłumaczyć, czemu i po co to robię. Robię i już. Po chwili ręce były znowu zakryte. Zaczęłam się tu czuć tak swobodnie, że czynności, które robiłam w domu, jak odkrywanie rąk, robiłam i tu. Po kilku minutach naczynia były czyste. Czas na zakupy. Zrobię dzisiaj na obiad spaghetti. Ulubione danie Nathan'a. O czym ja gadam?! Wywal go z głowy! Jutro się widzicie,a ty już byś tylko o nim myślała. Nie ma tak dobrze! Z-A-K-U-P-Y. Wzięłam portfel z pieniędzmi i ruszyłam na podbój pobliskiego spożywczaka. Nie ma w nim za wiele, ale ostatecznie wystarczająco. Coś jest nie tak. Pogoda w Londynie jest śliczna już od tygodnia. To dziwne...  Czyżby cisza przed burzą? Wyjęłam paczkę papierosów z kieszeni i wyciągnęłam moją ulubioną zapalniczkę. Palenie niby głupie, ale co ja poradzę? W sumie to żałuję, że kiedykolwiek zaczęłam, ale nic już na to nie poradzę. Stało się. Nie zmienię tego. Rozmyślam jakie palenie jest złe podczas palenia. Co za ironia  losu... Ostatni raz zaciągnęłam się i wyrzuciłam peta na ziemię nadeptując go butem, aby ugasić. Pchnęłam lekko wejściowe drzwi i już po chwili znajdowałam się w chłodnym, klimatyzowanym pomieszczeniu. Wzięłam koszyk na zakupy i udałam się między regały. Wrzucałam produkt po produkcie. Soki, makaron, sos pomidorowy, trochę mięsa i cebuli, ziemniaki, mrożone pierogi. Cukier się kończył... Herbata zielona i kilka tabliczek czekolady, bo wiem, że John je uwielbia. Teraz, kiedy koszyk był wypełniony po brzegi mogłam się udać do kasy. Wyłożyłam wszystko na ladę i czekałam aż pani kasjerka wbije wszystkie kody kreskowe do kasy fiskalnej. Robiła to ręcznie, więc trochę jej to zajęło. W tym czasie zaczął się w radiu wywiad z brytyjskim boysbandem-The WANTED. No super... Już przestałam o nim myśleć. Dobra, wyłączę się. Nie myślę o nim. Pani wbija te kody kreskowe. Poczekam...
-Jeszcze siatkę poproszę. - dodałam.
Połowa już za nami. Jeszcze drugie tyle. Ta pani chyba nie widzi tych cyferek i wbija złe kody... Makaron przecież tyle nie kosztuje. Chyba, że to jakiś super tani sklep. Gabrielle?! Co proszę?! Mam omamy czy w radiu było moje imię podczas wywiadu zespołu, w którym śpiewa Nathan? Nie, mam omamy. Przesłyszałam się i tyle.
-Coś jeszcze? - moje rozmyślania przerwała kasjerka.
-Hmm, tak. - pomyślałam o papierosach, a może by tak spróbować nie palić? - Jednak nie, dziękuję. To wszystko. Ile płacę?
-25 funtów.
Podałam odpowiednie banknoty i wyszłam ze sklepu z siatkami w dłoniach. Ruszyłam przed siebie w kierunku domu John'a.  Mijałam samochody i rozmyślałam o tym jak to będzie w Polsce. Czy nic mnie tam złego nie spotka? A jeśli tak? Co mam wtedy zrobić? Uciec do Londynu? Znowu się ciąć? Moja psychika wmawia mi, że tam stanie się coś złego, ale nie wiem, co. Mam nadzieję tylko, że Nathan nie pozwoli mnie skrzywdzić. Zależy mi na nim, a mam nadzieję, że jemu na mnie też. Chociaż czasem jak mam na coś nadzieję to dzieje się zupełnie odwrotnie. Cóż... Pozostaje mi mieć nadzieję, że stanie się to na co mam nadzieję. Zawiłe jak moja psychika. W końcu doszłam na miejsce. Weszłam przez frontowe drzwi i udałam się długim korytarzem do kuchni, aby tam rozpakować zakupy i zabrać się za zrobienie obiadu. Spaghetti to danie, które wychodzi mi najlepiej i robi się je bardzo szybko. Same zalety. Tak więc makaron się gotuje, mięso smaży. Rozpakuję resztę zakupów. John jest chyba w salonie i czyta książkę. Jak do mnie nie przychodzi to znaczy, że czyta. Pracuję tu od tygodnia, a już widzę jak wygląda jego życie. Ciekawe, czy moja starość też będzie taka poukładana... Chociaż nie, pewnie nie dożyję starości. Patrząc na mój obecny tryb życia to jeśli dożyję 30 lat to będzie sukces. Przemieszałam sos. Makaron właśnie się ugotował. Wylałam gorącą wodę i przełożyłam kluski na talerz, polałam pomidorowym sosem i serem żółtym. Talerz zaniosłam do pokoju i postawiłam na niewielkim stoliku.
-Zjesz ze mną? - zapytał John.
-Bardzo bym chciała, ale muszę dokończyć pakowanie i chciałabym już pójść do domu... - było mi trochę przykro, ale najgorsza rzecz to przygotować moją psychikę na ten wyjazd, do którego zostało już tylko kilkanaście godzin.
-Szkoda, miałem nadzieję, że potowarzyszysz mi.
-Jak wrócę na pewno to zrobię. - uśmiechnęłam się delikatnie.
-Poczekaj tu sekundkę. Zaraz wrócę. - wstał i wyszedł po coś.
Po kilku minutach wrócił z banknotem w dłoni.
-Proszę, weź to. - podał mi 100 funtów.
-Nie, nie mogę. Na prawdę. To dużo pieniędzy.
-Weź, na prawdę. Zaczynam cię traktować jak własną wnuczkę, a wyjeżdżasz do Polski. Te pieniądze pozwolą, aby niczego ci tam nie brakowało. Potrzebne ci jeszcze tylko szczęście, ale wiem, że o to Nathan zadba.
-Dziękuję. - przytuliłam go.

Schowałam banknot do portfela i wyszłam z domu. Teraz musiałam zająć się ostatnią walizką i moją psychiką. Po pół godzinie czasu
siedziałam już w domu i wybierałam ostatnie ubrania, jakie muszę zabrać. Kilka bluz, rurki, dresy. Chyba jest wszystko. Usiadłam na walizce, aby pomóc jej się zamknąć. No i gotowe. Na zegarku wybiła 7 P.M. Czas na wieczorną toaletę i sen. Sen chyba najlepiej mi pomoże. Szybki prysznic, zmycie makijażu. Dużo czasu to nie zajmuje. Nie chodzę o tej porze spać, ale zwykle też nie latam do Polski, więc dzisiaj zrobię wyjątek. Spróbuję zasnąć. Położyłam się w mojej piżamie do łóżka, które chwilę wcześniej pościeliłam i zamknęłam oczy. Dosłownie sekundę później usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości:

'Cholernie Cię kocham.'


Chwilę później dostałam kolejnego sms'a:

'Jak siostrę, oczywiście ;D'

Te 3 magiczne sława wywołały uśmiech na mojej twarzy i sprawiły, że tej nocy po raz pierwszy śniłam o nim...
_________________________________________________________________________
Tak więc napisałam odrobinę dłuższy. Mały prezent dla Gabryśki, czyli Malboro, o którym tyle marzyłaś. ;D Jak się Wam podoba nowy wygląd, czyli zdjęcia wzbogacające moje opowiadanie? Kontynuować czy zrezygnować? 
Mam do Was jeszcze jedno pytanie: macie jakieś pomysły, co może się wydarzyć w Polsce? Bardzo chętnie przeczytam Wasze pomysły. Oczywiście też każdy komentarz jest mile widziany. Krytyka również ;)

poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział IV

Kolejne dni mijały szybko. Zaczęłam pracować u Johna. Pomagałam mu w domu, robiłam zakupy. Nie spodziewałam się, że tak spodoba mi się ta praca. Do czwartej po południu byłam u starszego pana,  a potem wracałam do domu na obiad.  Z każdym dniem spędzałam coraz więcej czasu z Nathanem. Już sobie nawet nie wmawiałam, że go nie kocham, bo to bez sensu. Wiem, że jest inaczej. Takie małe, czułe gesty jak złapanie za za rękę, przytulenie lub buziak w policzek były cudowną chwilą dla mnie. Co prawda o swoich uzależnieniach  nie zapomniałam. Wciąż palę i piję, ale przestałam się ciąć. Nie miałam już do tego powodów. Za kilka dni lecę do Polski, z Nathanem. To wszystko było jak spełnienie marzeń. Cieszę się, ale gdzieś w głębi duszy czuję, że coś się zaraz zniszczy, zawali. Z każdym dniem budzę się i marzę, żebym nie powiedziała o te trzy słowa za dużo. Na razie wszystko wydaje się iść po dobrym torze. Nie pamiętam, kiedy byłam pod wpływem dragów. Przestałam ich zażywać i mi ich nie brakuje. W sumie nigdy nie brałam jakoś dużo, więc to nie problem nie brać w ogóle. Uwielbiam te moje wewnętrzne monologi. Chociaż może powinnam przerwać moje rozmyślania?
-O czym myślisz? - to oczywiste, że zapytał, zamilkłam na dłuższą chwilę, chyba...
-O wszystkim. Chcesz zapalić? - wyciągnęłam papierosa.
-Nie, dzięki i ty też nie pal. - Nath łudził się, że mnie oduczy tego nałogu.
-Eee tam. To tylko fajka. Nie szkodliwa. - wyciągnęłam zapalniczkę z kieszeni i po chwili unosił się nade mną dym.
-Jasne. Myślisz, że będę cię odwiedzać w szpitalu jak będziesz miała raka płuc? - zapytał z ironią.
-Tak. - zaśmiałam się, a on potargał mi włosy. - Idziemy?
-Tak, gdzie? - uwielbiam ten jego uśmiech.
-Do mnie albo dalej na spacer. Jak wolisz?
-Na spacer. Korzystajmy z pogody póki jest.
Wstaliśmy z ławki i skierowaliśmy się w kierunku fontanny. Nasze dłonie złączyły się. Teraz to już nie było nic dziwnego ani krępującego. To dziwne, że poznałam kogoś takiego jak Nathan. A jeszcze dziwniejsza jest inna sprawa....
-Nath... - zaczęłam.
-Hmm? - wbił wzrok we mnie.
-Mam pytanie. - byłam trochę niepewna.
-Słucham.
-Jak to się stało, że ty się ze mną zadajesz? Jestem jednym, wielkim, chodzącym problemem.
-W sumie to nie wiem. Coś mnie do ciebie ciągnie. Może to, że jesteś problemem. - zaśmiałam się. - Odróżniasz się od wszystkich innych dziewczyn, które znałem. Nawet w 0.1 ich nie przypominasz. Nie przejmujesz się wyglądem, ciuchami.
-Sugerujesz, że jestem brzydka? - weszłam mu w słowa.
-Tego nie powiedziałem. - uśmiechnął się delikatnie. - Nawet nie wiesz...
-Czego?
-Nie ważne.
-Zacząłeś to skończ.
-Wolę nie. Mogłabyś to źle odebrać albo coś.
-Mów! - krzyknęłam chyba odrobinę za głośno. - Upssss...
-Dobra, ale sama tego nie chciałaś. Nawet nie wiesz jak mnie... No ten... Wolę tego nie mówić. - był wyraźnie speszony.
-Ja cię co?
-Znamy się zbyt krótko. To nie ma sensu. Zapomnij.
-O nas? O naszej przyjaźni?
-Nie! O tym, co zacząłem, a nie skończyłem. Na prawdę możesz to źle odebrać, pomyśleć, że ja jakiś dziwny jestem.
-I tak tak myślę. - zaśmiałam się. - Nie masz nic do stracenia.
-Mam, ciebie. - zacisnął mocnej moją dłoń.
-Dobra, ja się nie obrażę. Obiecuję.
-No, pociągasz mnie! Boże, upokorzyłem się przez ciebie...
-Tego się nie spodziewałam. Myślałam, że powiesz, że ja cię denerwuję albo coś, a tu niespodzianka.
-Proszę, nie pomyśl sobie nic o mnie... Nic na to nie poradzę, że tak myślę. Jesteś serio bardzo ładna.
-Przestań mi tak gadać, bo się rumienię.
-I bardzo dobrze. Ślicznie ci w rumieńcach. - przyłożył swoją dłoń do mojego policzka.
-Nathan... Ja nie chcę związku, teraz. - chyba nie myślę, co mówię, przecież go chcę! - Nie miej do mnie żalu.
-Nie mam. Mogłem nic nie mówić...
-Nie! Właśnie bardzo dobrze, że powiedziałeś! Dziękuję ci za to.
Nagle zadzwonił telefon Nathan'a. W takiej chwili?! Dobra, niech będzie.
-Przepraszam cię na chwilkę. Odbiorę. - puścił mi oczko.
-Okej. - szepnęłam.
Oddalił się na kilka kroków ode mnie i już po około dwóch minutach był z powrotem.
-Muszę iść. Nasz menager przebukował bilety na wcześniejszy lot. Czyli widzimy się za dwa dni w Polsce na lotnisku, tak?
-Oczywiście. Do zobaczenia na miejscu. - przytulił mnie i pocałował w czoło.
-Dbaj o siebie.
Widziałam jak odchodzi. Wiem, że miałam go znowu spotkać za 2 dni, ale jak ja wytrzymam ten czas? Dam radę! Dowiedziałam się dzisiaj bardzo miłej rzeczy i będę dalej starała się być przyjaciółką, a kiedyś może kimś więcej dla Nathana. Trochę głupio zrobiłam, że mu nie powiedziałam o moich uczuciach.
-Nathan! - zawołałam go. - Poczekaj!
Zatrzymał się, a ja się na niego dosłownie rzuciłam. Nie wiem, czemu. Dałam mu ostatniego buziaka.
-To na pożegnanie, do zobaczenia za 2 dni.

_______________________________________________________________________________
Zażalenia o przesłodzenie nie do mnie! Jak się Wam podoba? Mnie tak średnio. Powiem Wam tyle, że mam wenę na dość dłuższy czas akcji, więc możecie się wkrótce spodziewać następnego rozdziału ;3 Kto się cieszy? Nikt! ^^ Do następnego ;*

sobota, 16 marca 2013

Rozdział III

Otworzyłam lekko oczy. Promienie słońca wpadające przez okno oślepiły mnie do tego stopnia, że musiałam je znowu zamknąć. Londyn i słońce? Chyba muszę to zapisać w kalendarzu. Takie rzeczy często się nie zdarzają. Wzięłam telefon do ręki i sprawdziłam, czy nie mam żadnych nieodebranych połączeń lub nieodczytanych sms'ów. Nic z tych rzeczy. Zachowuję się jak zakochana piętnastolatka. Miłość. Nie wiem, co myśleć o tym słowie. Kiedyś bardzo sobie ją ceniłam, a teraz jej nie chcę. A może chcę tylko sobie wmawiam, że tak nie jest? Nie wiem. Już sama nic nie rozumiem. Podniosłam się delikatnie z łóżka i podeszłam do okna, aby je otworzyć i wpuścić trochę świeżego powietrza. Moje fioletowe włosy związałam w wysokiego kucyka. Ciekawe jakby to było, gdybym miała włosy naturalnego koloru. W sumie to pewnie bym się przyzwyczaiła, ale ten kolor to mój znak. To mój charakter, moja osobowość. Inna niż wszystkie. Skierowałam się do łazienki, aby wziąć poranny prysznic. Uwielbiam jak ciepła woda spływa po moim ciele to mnie odpręża. Po piętnastu minutach wyszłam z kabiny. Stanęłam na przeciwko lustra i przejrzałam się. Nie wyglądam bardzo źle, ale kto by mnie chciał? Dziewczyna z problemami, uzależnieniami. Gdybym była chłopakiem sama bym nie chciała. Dlaczego Nathan zaproponował bycie moim kumplem? O co mu chodzi? Może on ma jakieś problemy z sobą? A może to zakład?! Dobra, za dużo myślenia o nim. Ubrałam się w miętowe szorty i białą bokserkę z nadrukiem. Czas na śniadanie. Kanapki z szynką powinny wystarczyć. Wzięłam nóż do ręki i posmarowałam kromki chleba masłem. Następnie położyłam plasterki szynki i usiadłam przy stole, aby skonsumować posiłek. Po kilku minutach talerz był pusty. Odłożyłam go do zlewu i poszłam do pokoju po telefon. Wciąż nic. Nagle znowu mnie naszła myśl o Polsce. Chcę tam wrócić. Nie na zawsze, ale na tydzień. Włożyłam buty i wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi. Pogoda była śliczna. Czułam, że dzisiaj uda mi się kupić te bilety. Tak, dziś jest mój dzień. Szłam przez miasto. Lotnisko nie było jakoś bardzo daleko. Godzina drogi od mojego domu. Słuchawki na uszy i minie to jak 5 minut. Muzyka chyba każdego uspokaja. Mnie też. No i lotnisko. Nie było mnie tu jakiś czas. Próbowała, ale nie wychodziło. Byłam zbyt słaba, dziś nie będę taka! Siła! Tego mi potrzeba. Skierowałam się do kasy. Na chwilę zatrzymałam się w połowie drogi i usiadłam na ławce. To nie jest takie proste jak mi się wydawało. Do odważnych świat należy, prawda? No właśnie! Do mnie też. Wstałam i niepewnym krokiem podeszłam do młodej kobiety, która mi sprzedała bilety. Udało się. Trzymam je w ręce. To dziwne. Cieszę się, że mam kawałek papieru w dłoni. Chociaż... To nie do końca tylko papier. To szansa na przełamanie moich słabości. Lot do Polski to najtrudniejsza rzecz, jaka mnie od dawna spotkała. Śmierć mamy, on. Tam są same złe wspomnienia. Jednocześnie połączone z tymi najlepszymi. Wspominam to, co najbardziej cenne i jednocześnie mam w głowie to, co najgorsze. To, co stało się potem. Jak wszystko runęło w jednej chwili. Chciałabym mieć mamę przy sobie. Móc ją przytulić, wypłakać się jej w ramię. Już nigdy nie będę mogła tego zrobić. Teraz widzę to wszystko, co zrobiłam źle, czego żałuję. Trochę za późno.
-Cześć! - wystraszyłam się i odwróciłam w stronę osoby, która mnie zaskoczyła. To był Nathan.
-Hej, co tu robisz? - przytuliłam się do niego w dziwny naturalny sposób.
-Musiałem kupić bilety na lot. Tym razem padło na mnie. - odwzajemnił uścisk i uśmiechnął się delikatnie.    
-Gdzie lecicie tym razem? - Nath był w zespole.
-Tym razem Niemcy. Nie przepadam za tym krajem, ale to nie ode mnie zależy. A ty co tu robisz?
-Ja przełamuję moją słabość. - podniosłam bilet w górę, aby mu pokazać, co kupiłam.
-Oooo, bilety do Polski. Pokaż. - wyrwał mi z ręki. - Na za tydzień, tak?
-Tak, a co?
-To super. Ja do Niemiec za 5 dni. To odwiedzę Cię w Polsce, co ty na to? - puścił mi oczko.
-Chcesz? Nie musisz tego robić. - jaki on kochany...
-Wiem, ale chcę. Chyba, że ty nie chcesz...
-Chcę! -chyba to powiedziałam zbyt szybko i głośno. Trudno.
-No to super. Będę na ciebie czekał na lotnisku w Polsce. - uśmiechnął się.
-Dziękuję. - pocałowałam go delikatnie w policzek.
-To ja cię odprowadzę do domu, co ty na to?
-Chętnie skorzystam. - włożyłam bilety do torby i ruszyliśmy przed siebie.
Szliśmy tak przez Londyn rozmawiając o koncercie, o mojej wizycie w Polsce, o naszych uczuciach. Zaraz, zaraz. Czy on mnie złapał za rękę? Tak! Zrobił to! Uśmiechnęłam się i kontynuowałam rozmowę. Może ta wizyta w Polsce nie będzie taka zła? Czuję, że Nathan mi pomoże. Muszę tylko pamiętać, żeby traktować go jako przyjaciela. Nikogo więcej. Ehhh, kogo ja oszukuję? Już jest dla mnie kimś więcej.

________________________________________________________________________________
No i udało się napisać. Ufff... Pewnie się Wam nie spodoba, ale napisałam. Nie wiem, co Wam napisać, więc poproszę tylko o komentarze ;)

sobota, 2 marca 2013

Rozdział II

-Co ty tu robisz? Śledzisz mnie? - próbowałam udawać złą, chociaż nie wiem, czemu cieszyłam się, że go widzę.
-Nie, znalazłem to. - podał mi mój dowód osobisty. - W sumie też tak. Śledziłem cię. Chciałem ci to oddać.
-Dzięki, ale nie mogłeś mi tego oddać koło sklepu na przykład? Mogłeś mnie zawołać.
-Po pierwsze, nie znam twojego imienia. Po drugie, chciałem wiedzieć gdzie mieszkasz.
-Jestem Gabrielle. - podałam mu dłoń, a on ją stanowczo, ale nie mocno uścisnął. - Możesz mi mówić Gab. Będzie krócej. No, gdzie mieszkam już wiesz.
-Miło mi, Nathan. - dlaczego on mnie tak przyciąga?
-Może chcesz wejść? - czemu ja o to zapytałam?
-W sumie to, czemu nie?
Wsadziłam klucz w zamek i przekręciłam go. Lekko pchnęłam drzwi, które cicho zaskrzypiały. Do najnowszych nie należą. Weszłam przodem, a za mną Nath. Zdjęłam bluzę i powiesiłam ją na wieszaku. Po chwili zorientowałam się, co zrobiłam. Za późno. Nathan odruchowo spojrzał się na moją rękę. To może ja jednak założę tą bluzę? Narzuciłam ją szybko z powrotem.                           -Coś ci się stało? - zapytał jakby smutny.
-Yhhhh, ten no, kot mnie podrapał. - głupszej wymówki nie mogłam wymyślić.
-Masz kota?
-Nie, to mojej... Koleżanki. - nie umiem kłamać.
-Mhm, nie umiesz kłamać. - uśmiechnął się.
-Skąd wiesz, że kłamię?
-Widać po tobie. - podciągnął rękaw i pokazał mi swoją rękę. - Też kiedyś miałem problemy. Teraz mam przyjaciół i jest lepiej.
-Gdybym miała przyjaciół może i by było lepiej, ale nie jest, bo ich nie mam.
-Mogę zostać twoim kumplem, chcesz? - uśmiechnął się.
-Dzięki, ale prawie się nie znamy. Nie wiesz, jaka jestem. Nie polubił byś mnie.
-Wątpię. Wydajesz się ciekawą osobą. To twoje zdjęcia? - wskazał na fotografie wiszące na ścianie.
-Tak, mojego autorstwa. A co?
-Są cudowne! Najbardziej mi się podoba to. - wskazał na czarno-białe zdjęcie unoszącego się dymu papierosowego, też je lubiłam.
-Dzięki. - chyba lekko się zarumieniłam.
-Nie ma za co. - uśmiechnął się. - Uczyłaś się gdzieś robić zdjęcia?
-Nie, robię to amatorsko.
-Na amatorkę to ty nie wyglądasz.
-A niby jak wyglądam? - zaśmiałam się, w jego towarzystwie czułam się dziwnie dobrze.
-Ślicznie. - po chwili zorientował się, co mi powiedział. - Przepraszam,  chyba nie powinienem.
-Chyba nie, ale dziękuję. - dawno nikt mi czegoś takiego nie mówił. - Ty też jest całkiem niczego sobie.
-Dzięki. - wybuchnęliśmy śmiechem.              
Gadaliśmy o wszystkim. Ile to już czasu minęło? Co?! Już 19? Rozmawiamy od 5 godzin? Boże, nigdy z nikim tyle nie gadałam. Poza tym skurwysynem. Czy ja? Nie, na pewno nie. Czy ja się nie zakochuję w Nathanie? Nie, to nie możliwe. Znam go od kilku godzin. Ja go po prostu lubię. Tak, to na pewno to. Ja przecież nikogo nie kocham. Jestem pusta. Bez uczuć.
-Ojej, już 19, ale się zasiedziałem. Będę musiał już lecieć.
-Szkoda... - co ja wygaduję?!
-Dasz mi swój numer?
-Pewnie. - wzięłam pierwszą, lepszą kartkę i zapisałam go, a następnie podałam mu.
-Czyli mogę dzwonić?
-Oczywiście. - zaśmiałam się.
Odprowadziłam go do drzwi. Jakoś było mi tak ciepło w sercu, dziwnie. Wtedy on zrobił to. Przytulił mnie. Od tak dawna nikt mnie nie przytulał, że nie wiedziałam jak się zachować, ale odwzajemniłam uścisk. Chwilę później wyszedł. Zamknęłam za nim drzwi i zsunęłam się po nich. Siedziałam na podłodze i myślałam. Nagle naszła mnie ochota, aby wyjechać do Polski. Pójść na grób mamy. Muszę zamówić bilety lotnicze. Tym razem mi się uda. Wiem, że to zrobię. Nagle z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek telefonu. Wstałam i skierowałam się do pokoju. Kto to może być? Nikt do mnie nie dzwonił od.... No właśnie, od kiedy? Już wiem! Od czasu, kiedy nie uregulowałam rachunku i musiałam go zapłacić. W sumie to po co mi telefon? Dobra, może tak odbiorę?
-Halo? O cześć! Nie, nie dałam złego numeru. - Nathan chciał się upewnić, czy dałam mu dobry numer. - Mhm, tak. Pamiętam. Dobrze. Pa!
Jakie to kochane... Co ja robię?! Gab opamiętaj się! Dobra, gdzie moje papierosy? O są! Zapalniczka poszła w ruch. Po chwili dym wypełnił całe moje płuca i pokój. W sumie to nawet nie wiem, czemu zapaliłam. Zawsze palę z jakiejś przyczyny. Teraz żadnej nie czuję. W sumie to czuję jakąś taką dziwną pustkę, odkąd wyszedł Nathan. Tak jakby zabrał kawałek mnie. Czemu ja go poznałam? Czemu to on miał tą cholerną zapalniczkę? Czemu jej nie wzięłam? Było dobrze tak jak było! Rozpłakałam się. Nie mam już siły. To wszystko mnie przerasta! Usiadłam na parapecie. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczął padać deszcz. Teraz pogoda była adekwatna do mojego nastroju.

______________________________________________________________________________
Ja się nie nadaję do pisania. -,- Nie umiem tutaj pisać dłuższych rozdziałów. Jak zwykle Was zawiodłam ;( Przepraszam :(
Przepraszam za naruszenie praw autorskich Sykesówny. Tekst z kotem był jej. xD