środa, 1 maja 2013

Rozdział IX

W tym rozdziale pojawią się wspomnienia. Jeśli zobaczycie coś pochyłą czcionką oznacza to powrót do przeszłości.




Biegłam przez korytarz czując jak po moich policzkach spływały słone krople. Dlaczego on? Dlaczego teraz? Dlaczego tutaj? Czy ja muszę mieć takiego pecha? Prawie zapomniałam o nim. Ułożyłam sobie wreszcie życie. A teraz wszystko poszło się pierdolić. Udanej zabawy życzę. Teraz po mojej głowie błądzi pięćdziesiąt tysięcy myśli. Każda sprzeczna. Biel, czerń, lato, zima, miłość, nienawiść...
-Gabryśka! - usłyszałam za sobą zachrypnięty głos.
Tylko jedna osoba tak mówiła. Nie był nią Nathan... Zastanawiałam się czy się odwrócić, czy jak najszybciej rzucić się do ucieczki. Ogłupiałam, ale w końcu przenosząc ciężar swojego ciała na lewą nogę stanęłam twarzą w twarz z Marcinem. Nie zmienił się za bardzo. Wyprzystojniał na pewno, ale o czym ja w ogóle myślę? Przecież mam Nathana.
-Czego chcesz? - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
-Oj, niczego, niczego. Chciałem tylko się przywitać.

***

-Cześć. - w drzwiach mojego domu stał jeden z moich największych wrogów. 
-Dobra, zróbmy ten projekt i miejmy to z głowy. Wchodź. 
-Okej. 
Przeszliśmy do salonu, gdzie były już rozłożone wszelkie pomoce edukacyjne: notatki, długopisy, czyste kartki. Wzięłam laptopa, na którym chwilę wcześniej wstukałam początek referatu z biologii. 
-Zobacz, czy tak może być. - cały czas miałam nieprzyjemny ton. 
-To jest bardzo dobre. - powiedział po chwili odkładając komputer na bok. - To co następne? 
-Może opiszemy to. - podałam mu kartkę z notatkami. - Tylko, wiesz. Bardziej szczegółowo. 
-Okej, to ja może zacznę, a ty mogłabyś przynieść mi coś do picia? Strasznie mi zaschło w gardle. 
-Dobra. Niech będzie. - wyszłam z pokoju do kuchni. 
Na blacie postawiłam dwie szklanki i odwróciłam się, aby wziąć sok z lodówki. Niestety niefortunnie poszturchnęłam jedną ze szklanek, która spadła na kuchenne płytki i z hukiem potłukła się. Kucnęłam i zaczęłam zbierać te większe odłamki. Nagle znikąd pojawiła się koło mnie druga osoba. To był Marcin. Bez słowa mi pomógł. Jak przyjaciel. Tyle, że on nim nie był. Nienawidziliśmy się. Zawsze sobie w szkole dogryzaliśmy. 
-Nic ci się nie stało? - zapytał, kiedy skończyliśmy. 
-Nie, czemu przyszedłeś? Mogłeś dalej pisać. 
-Nie wiedziałem, co się stało. Mogło to być coś poważniejszego. Jak ty to w ogóle zrobiłaś? 
-Strąciłam szklankę ręką przez przypadek. 
-Aha, dobrze, że nic się nie stało. 
-Czemu cię to tak obchodzi?! Czemu to wciąż powtarzasz?! O co ci chodzi?! Wiem, nie lubisz mnie. Może nawet nienawidzisz, ale nie rozumiem cię. Chłopie, o co ci chodzi?! W szkole mnie wyzywasz, dogryzasz, a teraz: 'dobrze, że się nic nie stało'? Człowieku, jaki ty masz problem?!
-Pewną dziewczynę... 
-A co mnie ona obchodzi?! Wiesz, co? NIC. 
-To ty. 
-No teraz to już na prawdę nic nie rozumiem. Możesz jaśniej? 
-Lubię cię. Chciałbym cię bliżej poznać... 
-Serio? Nie widać po tobie. - powiedziałam z wyraźną ironią w głosie. 
-Przepraszam. Nie wiedziałem jak się zachować.
-No raczej nie tak. 
-Możemy spróbować od nowa? Jakbyśmy się nigdy nie znali. 
Zamurowało mnie. O co mu chodzi? To jakaś dziwna zabawa? Ale dzisiaj był taki... normalny. A może mu serio zależy? 
-Tak... Emmm, chyba możemy. 
-Super! Marcin jestem. - podał mi dłoń i puścił oczko. 
-Gabryśka. - odwzajemniłam gest i zaśmiałam się. 

***

-Taaak, cześć. - powiedziałam z wyraźną niechęcią.
-Co jest? Kiedyś byłaś dla mnie milsza.
-Ty też.
-Ja nadal jestem miły. Nie zauważyłaś?

***

-Gdzie mnie zabierasz? - miałam zakryte oczy. 
-Zobaczysz. 
-Ale powiedz mi! Nie lubię niespodzianek!
-Ta ci się spodoba. Uwierz mi.
-Wierzę. Tobie najbardziej. - wciąż mnie gdzieś prowadził. - Marcin! Mam dosyć tej niepewności!
-Już, jeszcze tylko chwilka. Kilka kroków. Uważaj, schody. Tadaaam!
Moim oczom ukazało się studio tatuażu. Marzyłam o ozdobieniu swojego ciała w ten sposób. 
-Ale... - zaczęłam. - Nie mam zgody, jestem niepełnoletnia. 
-To nic. Mam tu znajomego. Obejdzie się bez niej. - uśmiechnął się. 
Boże! Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję! - rzuciłam mu się na szyję. 
-Zrobię wszystko dla mojej najukochańszej dziewczyny. - pocałował mnie. 
Wszystko chwilę zajęło i trochę bolało, ale było warto. Efekt był w 100% taki jakiego oczekiwałam. 

***

Odruchowo spojrzałam na moją rękę.
-Pamiętasz jak go robiliśmy? - zapytał.
-Oczywiście. Ciężko zapomnieć. Mnie, ale tobie było łatwo o wszystkim zapomnieć.
-Nieprawda. Wciąż wszystko pamiętam. Często wspominam.
-Serio? Jak cudownie. - odpowiedziałam z ironią.
-Przestań mnie tak traktować. Pamiętasz te wszystkie chwile, które razem spędziliśmy?
-Jak mogę nie pamiętać?

***

Dzisiaj mieliśmy się wybrać pod namioty. Mamie powiedziałam, że będzie z nami jeszcze 5 osób, ale to  nie prawda. Chcieliśmy pojechać we dwójkę. Nacieszyć się sobą. Wszystko było już przygotowane i leżało w przedpokoju. Ja już stałam i przebierałam nogami. Nie mogłam się doczekać. Dźwięk dzwonka, który usłyszałam był dla mnie jak zbawienie. Pobiegłam, aby szybko otworzyć drzwi. 
-Gotowa? - zapytał Marcin, stojąc w drzwiach.
-Tak, wszystko jest spakowane. - uśmiechnęłam się. 
-To idziemy. - wziął plecak na ramię. 
-Mamo! My jedziemy! Wrócę jutro koło południa. - pocałowałam ją w policzek. 
-Dobrze. Tylko nie rozrabiaj za bardzo. - wysłała mi ten kochany, matczyny uśmiech. 
-Okej. Pa! - pocałowałam ją w policzek i wybiegłam z domu. 
Mimo, że Marcin nie miał prawa jazdy to załatwił samochód. Oczywiście, umiał prowadzić, ale był na to zbyt młody. Nie obchodziło go to. To typ buntownika. Między innymi przez to mi się spodobał. Przeciwieństwo spokojnej Gabryśki. Pociągało mnie w nim to. Bardzo. Po około 20 minutach dotarliśmy na miejsce i rozbiliśmy namiot, jeden dwuosobowy. Razem go rozłożyliśmy. Śmialiśmy się, żartowaliśmy, ganialiśmy, całowaliśmy. Wszystko, co robią dwie zakochane w sobie osoby. 
-Co powiesz na ognisko? - Marcin wtulił się we mnie stojąc za mną. 
-Bardzo chętnie. 
Rozpalanie długo nie zajęło. Po kilkunastu minutach oślepiał nas żółto pomarańczowy płomień. Zrobiło się trochę zimno i zaczęłam się trząść. 
-Zimno ci? - zapytał z troską. 
-Trochę. 
-Poczekaj tu chwilkę. 
Wrócił z kocem w dłoniach i przykrył nas oboje. Czułam się bezpiecznie jak nigdy. W tym dniu wszystko było cudowne.

***

Skrzywiłam się po dawce kolejnych wspomnień. Nie chciałam wspominać dobrych ani złych chwil związanych z Marcinem. Zbyt dużo mnie to kosztowało.
-Zostaw mnie w spokoju. Po co szedłeś za mną? - do moich oczu zaczęły napływać kolejne łzy.
-Nie wiem. Kiedy cię zobaczyłem... Nawet w tych fioletowych włosach cię poznałem. - uśmiechnął się. - Czemu się przefarbowałaś?
-Potrzebowałam zmiany po tym wszystkim.
-Jak się trzymasz bez mamy?
-A co cię to obchodzi?! Nie rozmawiaj ze mną jak ze starą przyjaciółką, z którą rozstałeś się w zgodzie, bo tak nie jest! Nienawidzę cię! Zraniłeś mnie! Jak mogłeś?! Jeszcze z tą suką?! Przez ciebie teraz to wszystko wróciło! Ja sobie ułożyłam już życie!

***

Mija kolejny dzień jak siedzę w domu i nie mam z nikim kontaktu. Zmarła moja mama. Nie mam po co żyć. Marcin... Mam tylko jego. Tak bardzo chciałabym się do niego teraz przytulić, żeby mnie pocieszył... Potrzebuję go, teraz. Wstałam z podłogi, na której oglądałam zdjęcia mamy. Założyłam buty i skierowałam się do domu Marcina. Nie był daleko, więc po kilku chwilach stałam już pod drzwiami. Wciąż miałam oczy zapuchnięte od płaczu. Już miałam zapukać, kiedy przez małe okienko zobaczyłam jak całuje się z największą dziwką w naszej szkole. Wszystko mi runęło. Odwróciłam się na pięcie, a po moich policzkach zaczęła spływać rzeka łez. Nie chciałam z nim rozmawiać. Nie miałam, o czym. Tego dnia nastąpiła moja pierwsza, oczywiście nieudana próba samobójcza. Chciałam być z moją mamusią. Nie na ziemi ze wszystkimi wrogami i wszechobecnym bólem. 

***

-Zostaw mnie... - odwróciłam się i już miałam odejść, kiedy poczułam jak jego dłoń zaciska się na mojej ręce.
-Nie zostawię cię. Zależy mi na tobie.
-Za późno. Lepsze życie jest bez ciebie. - podciągnęłam rękaw, aby pokazać mu wszystkie moje blizny i zaczęłam kolejno wskazywać. - Widzisz? Ta jest przez ciebie, ta też i ta, i ta. Jeszcze ta, ta, ta i ta. Prościej? Większość jest przez ciebie. Myślisz, że mogłabym do ciebie wrócić po tym wszystkim? Ja nawet w Polsce już nie mieszkam.
-Słyszałem, że wyjechałaś jak skończyłaś 18 lat...
-Tak i teraz jest mi o wiele lepiej! Bez ciebie! Tak, kochałam cię. Może nawet  nadal kocham, ale nie ufam ci. Jesteś skurwysynem. Dla mnie nigdy więcej nie będziesz tamtym Marcinem, o którym wciąż myślałam. Nigdy.
-Przepraszam. Wiem, zraniłem cię. Nie chciałem tego. Zależało mi na tobie i wciąż zależy.
-Nie chciałeś, ale zrobiłeś, więc teraz proszę. Puść mnie i pozwól mi odejść. Teraz jestem szczęśliwa i pozwól mi dalej tak żyć.
Poczułam jak uścisk się rozluźnia i odwróciłam się, aby odejść z wysoko podniesioną głową. Wygrałam. Po kilku krokach poczułam jak w mojej kieszeni wibruje telefon. Wyciągnęłam go i spojrzałam na ekran. To Nathan. Odebrałam
-Tak? Nie nic się nie stało. Zaraz będę w pokoju. Dobrze, też cię kocham. Pa.
Schowałam telefon z powrotem do spodni i ruszyłam do pokoju, w którym czekał na mnie mężczyzna, który uszczęśliwia i kocha mnie.

_____________________________________________________________________________
Przepraszam, że tak długo nie dawałam  rozdziału, ale egzaminy, ughhh ;/ Teraz postaram się dawać częściej. Mam nadzieję, że zadowoliłam Was tym 'czymś' :) + mam nadzieję, że da się go zrozumieć.
I jak? Spodziewaliście się takiego obrotu spraw? Tak sobie wyobrażaliście przeszłość Marcina i Gabryśki?
Dobrze zrobiła Gab? Może powinna z nim zostać? Jak uważacie? :)