niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział XI

To już 3 tygodnie odkąd jestem w Londynie, ale też 3 tygodnie odkąd nie miałam kontaktu z Nathanem. Nie wiem dokładnie, o co chodzi. Przestał dzwonić, pisać, odprowadzać mnie do domu z pracy zaraz po powrocie do naszych domów. Pewnie to moja wina. Moje zachowanie na to wpłynęło. Powinnam do niego zadzwonić albo napisać, ale może jest mu lepiej beze mnie? Tego nie wiem. W każdym razie żyję dalej, oddycham, chodzę do pracy tylko to dla mnie nie ma sensu. Znowu jestem pusta. Mój dzień wygląda mniej więcej tak, ale zaraz... Nie jestem pewna nawet, kiedy on się zaczyna. Nie śpię już z czwartą noc z rzędu. Po prostu kładę się do łóżka i płaczę przez całą noc. To może się wydawać dziwne, ale tak. Przepłakuję całe noce, bo wiem, że to moja wina. Tak, więc ok. 6 rano wstaję, idę się szykować do pracy, zamaskować to, że zamiast spać w nocy płakałam, idę do pracy, wracam do domu, siadam na parapecie i gapię się na parking przed blokiem w miejsce, gdzie zawsze on parkował i ok. 22 wracam do łóżka kontynuować moje płakanie. Nie jem już od tygodnia. Nic. Niewiele też piję. Dziwię się jak ja jeszcze funkcjonuję. Wszystkie ubrania są już na mnie za szerokie. Wyglądam jak wieszak. Bardzo szybko ze mnie 'uciekły' te kilogramy.
Nawet tego nie zauważyłam. Byłam zbyt skupiona na rozmyślaniu o Nathanie. Czy tęskni? O czym myśli?
Co robi? Gdzie i z kim jest? Nie znam odpowiedzi na żadne z tych pytań. Nie mam nawet kontaktu ze światem. Ja po prostu tam siedzę i się gapię na to pierdolone miejsce parkingowe przez kilka godzin dziennie. Nic. Zero łez. Zero smutku. Zero emocji. Pustka. Po prostu patrzę jakbym czekała, jakbym wiedziała, że zaraz zobaczę tam jego samochód. Nie widziałam go od trzech tygodni, ale wciąż czekam. Odkąd wróciłam nie okaleczyłam się ani razu. Nie mam na to siły. Jestem wyprana ze wszystkiego. Niestety oczy mi się teraz zamykają... Jestem tak cholernie wykończona. Potrzebuję tej chwili snu. Udałam się do mojego łóżka i zasnęłam. Dosłownie od razu jak przyłożyłam głowę do poduszki już spałam.
Kilka dni później dowiedziałam się, że to nie był zwykły sen. Nie wiem dokładnie, o co chodziło, ale chyba zemdlałam. Jakimś cudem ktoś mnie znalazł. Chyba sąsiadka... Chciała pożyczyć cukier. To śmieszne. Taka przyziemna rzecz jak pożyczenie cukru uratowała mnie od... Sama nie wiem, czego, ale uratowała. Teraz leżę w szpitalu. Odmawiałam spożywania posiłków, nie chciałam z nikim rozmawiać. Po prostu leżałam w tej białej sali podpięta do kroplówki, którą podawano mi jedzenie, bo 'przecież musiałam coś jeść' i gapiłam się na te spadające kropelki. Leżałam tam z tydzień. Chyba, tydzień. Nie przywiązywałam wagi do podstawowych potrzeb życiowych, a tym bardziej dni tygodnia. To by było chore, gdybym się teraz zastanawiała, czy dzisiaj jest poniedziałek, czy sobota, kiedy nie ma przy mnie Nathana. Jedynego człowieka, którego tak szczerze i mocno pokochałam. Marcina też kochałam, ale zrozumiałam, że to nie było to samo, co do Natha. Szkoda, że za późno. Teraz codziennie do mnie przychodzi ta sąsiadka i sprawdza, czy jest okej. Zauważyłam zasadę, że jak wraca z pracy to do mnie zagląda, więc chwilę przed jej przyjściem doprowadzam się do powiedzmy 'normalnego' stanu i stawiam na stole jakieś jedzenie. Nie jem go, oczywiście. Ono po prostu stoi i pozoruje. Ona widzi, że wszystko jest 'okej' i sobie idzie. Wszystko pięknie, ładnie, ale ja sobie nie daję rady. Zrezygnowałam z pracy póki co. Przeprosiłam starszego pana i powiedziałam, że postaram się jak najszybciej wrócić. W końcu zaczęłam rzeczywiście 'żyć na nowo'. Wychodziłam na spacery, opuszczałam mój dom. Tak było i dzisiaj. Wychodząc z bloku nałożyłam kaptur na moje świeżo pofarbowane, fioletowe włosy. Wiadomo, przez ten czas farba zeszła. Chodziłam w moich naturalnych brązowych, ale stwierdziłam, że naturalne nie są dla mnie normalnością,
więc fiolet znów zagościł na moich włosach. Tak więc poszłam do parku. Siadłam na ławce z książką w ręku i zatraciłam się w niej. Nie myślałam o niczym innym tylko o losach bohaterów. Po ok. 3 godzinach, tak mi się wydaje, zaczęło kapać z nieba. A żeby nie zmoczyć książki szybko pobiegłam do domu. Mieszkam niedaleko parku, więc zdążyłam dotrzeć przed ulewą. Zdjęłam buty, a klucze rzuciłam na komodę w przedpokoju. Usiadłam po turecku na kanapie w pokoju i tak jak dawniej zaczęłam się ślepo patrzeć w jeden punkt. Wyglądałam jak zahipnotyzowana. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Nagle, zupełnie bez powodu zerwałam się i zaczęłam wywalać wszystkie ciuchy z szaf w poszukiwaniu żyletki. Zupełnie
zapomniałam, gdzie miałam jakąkolwiek schowaną. Po chwili pokój wyglądał jakby właśnie był okradany czy coś w tym stylu. Na podłodze walały się wszystkie moje ciuchy. Kiedy żadnej nie znalazłam ogarnęła mnie agresja i bezsilność. Rzucałam wszystkim, co mi tylko wpadało w ręce. Poduszkami, książkami, szklankami, talerzami, dosłownie wszystkim. Po kilkunastu minutach mojego 'napadu' siadłam na środku pokoju, objęłam rękami kolana i zaczęłam płakać. Tak, po raz kolejny.W końcu spojrzałam na ścianę na przeciwko mnie. Ścianę, na której wisiały moje najlepsze zdjęcia. Spojrzałam na to wydychanego dymu i wszystko wróciło... Nasze pierwsze spotkanie, to, że Nathanowi właśnie to zdjęcie najbardziej przypadło do
gustu. Wstałam, podeszłam do niego, przesunęłam delikatnie palcami po ramce... I rzuciłam nim o podłogę najmocniej jak potrafiłam. Po nim przyszła kolej na następne moje 'dzieło' i kolejne. W ten oto sposób, w kilka minut później wszystkie moje najlepsze prace znalazły się na ziemi w potłuczonych ramkach. Kolejna fala bezsilności... Nie ma już czym zostać, na czym się wyżyć, całe mieszkanie wyglądało jak pobojowisko. Zaczęłam walić pięściami w ścianę. Nim się obejrzałam całe już krwawiły, a ściana była brudna. Mimo to nie przestawałam, a wręcz waliłam mocniej.
Nagle ktoś mnie obrócił plecami do ściany i przytrzymał moje pięści. Jezu, czy ja mam omamy? To przecież... Nathan. Nie wiem, czemu, ale dalej jak w transie próbowałam się wyrwać i machałam rękami, żeby dać upust mojej złości. W końcu mnie przycisnął do swojej piersi, a ja w nią waliłam. Czy ja się nie mogłam opamiętać?
-Ciiiii, jestem tu, spokojnie. - gładził mnie po włosach jakbym była małą dziewczynką.
-Gdzie, kurwa, byłeś?! Pytam się! Gdzie do kurwy nędzy?! - nie przestawałam w niego walić, a wręcz robiłam to coraz mocniej. Byłam na niego tak strasznie zła.
-Potem porozmawiamy. Musisz się uspokoić! - krzyknął.
Chyba się zdenerwował, bo złapał mocno moje pięści i nie pozwalał mi już nimi walić jak w jakimś opamiętaniu. Po prostu wpił swoje usta w moje. Poczułam jak ciepło rozchodzi się po moim ciele i rozluźniłam moje zaciśnięte pięści, wplątując dłonie w jego włosy. Staliśmy tam, całując się jak w centrum jakiegoś tornada. Wokół nas było wszystko porozwalane, potłuczone, połamane, a my się po prostu
całowaliśmy... Przycisnął mnie do ściany i podniósł tak, abym mogła opleść go nogami. Wciąż nie przestawał, powodując, że teraz po całym ciele przechodziły mnie dreszcze.
-Boże, jaka Ty jesteś lekka... - przerwał i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
-Błagam, nie teraz. Chcę Cię mieć całego dla siebie. Nie było Cię. Błagam, nie pytaj, nic nie mów. Po prostu kontynuuj. - było mi tak smutno, chciałam go teraz mieć przy sobie po prostu.
Kontynuowaliśmy nasze wcześniejsze zajęcie. Dosłownie chłonęliśmy każdą sekundę naszej bliskości. Tak bardzo nam jej brakowało, chcieliśmy to nadrobić. Takie przynajmniej miałam wrażenie... Miałam wrażenie, że to wszystko trwa wieczność. Było mi tak dobrze przy nim. W końcu postawił mnie na podłodze, objął twarz rękoma i złożył jeden, delikatny pocałunek.
-Dobra, chyba musimy to posprzątać. - zaśmiał się.
A ja tylko skryłam twarz w dłoniach.
-Heeej, co jest? - zapytał, ujmując mój podbródek, zmuszając do spojrzenia w jego cudowne, niebiesko-zielone oczy.
-Po prostu tak mi wstyd... Widziałeś mnie w takim stanie i w ogóle...
-Widziałem Ciebie w wielu stanach i wierz mi, ten nie był dla mnie jakimś wielkim szokiem. - zaśmiał się i objął mnie, opierając swój podbródek o moją głowę. - Wiesz, że Cię kocham...
-To czemu Cię nie było? - musiałam to wiedzieć. Odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy.
-Musiałem załatwić sporo rzeczy... - odwrócił wzrok, kłamie.
-Kłamiesz. Widzę. Nie patrzysz na mnie. - starałam się zachować zimną krew.
-Po prostu mamy teraz pewien problem w zespole...
-Jaki?
-Zróbmy tak: ogarnijmy trochę ten bałagan, połóżmy się spać i porozmawiamy o tym jutro, dobrze?
-Dobrze, niech będzie...
Zabraliśmy się za sprzątanie. Ohhh, zajmie to nam dużo czasu, ale z nim może to trwać nawet wieczność. Ja zajęłam się układaniem książek na początek, a Nathan szukał teczki. Powiedział, że te zdjęcia nie mogą się zmarnować i jutro kupi na nie nowe ramki, a tym razem przechowamy je w teczkach. Jest strasznie kochany. Kiedy odkładałam ostatnią książkę na półkę, podszedł do mnie, szybko mnie pocałował i zajął się sprzątaniem jak gdyby nigdy nic. Poczułam się jak w raju. W raju przez, które kilka godzin temu przeszło tornado. W raju, które jeszcze jeszcze niedawno było martwe. W raju, które teraz żyje. Dlaczego go nie było? O co chodzi? Robi się coraz przejrzyściej. Zostały potłuczone rzeczy i ubrania.
-Ja pójdę po szufelkę, a Ty poukładaj ubrania, okej? - zapytał.
-Tak, pewnie. Nathan? -spojrzałam na niego.
-Słucham?
-Dziękuję.
-Nie ma za co. - uśmiechnął się i poszedł do kuchni.
Byłam już wykończona. A zostały mi do poukładania dwie szafki. Za dużo emocji. Za dużo wydarzyło się dzisiaj. Resztą sił poukładałam to co zostało. Nathan wszystko zamiótł i wyrzucił. Było czysto. Zero śladów po tym, co działo się wcześniej. Nikt nie będzie o tym wiedział. Tylko ja i Nath.
-Pójdę pod prysznic. - oznajmiłam.
-Okej. Gab? - spojrzał na mnie.
-Tak?
-Czyli mam dzisiaj u Ciebie zostać na noc? Wiesz, chcę się upewnić, czy wszystko dobrze zrozumiałem i w ogóle. - zaśmiał się.
-Tak, chcę, żebyś został. - uśmiechnęłam się i skierowałam się do łazienki.
Wzięłam szybki prysznic, założyłam jakiś stary T-shirt, który znalazłam i wcisnęłam się w czarne szorty. Wyszłam i zobaczyłam, że Nathan zasnął, więc delikatnie położyłam się obok niego tak, aby go nie obudzić. Poczułam, że mnie obejmuj, a potem złożył słodkiego buziaka na moim czole.
-Myślałam, że śpisz. - uśmiechnęłam się delikatnie.
-Po prostu leżałem i rozmyślałem. - był smutny.
-Co się dzieje? Chcę wiedzieć. - podniosłam się do pozycji siedzącej.
-To nie takie proste... Raczej kurewsko trudne.
-Nathan, powiedz mi. Muszę wiedzieć. Widzę, że coś jest nie tak.
-Wyjeżdżamy do Los Angeles. - powiedział to tak szybko jak umiał, a ja w myślach non stop to odtwarzałam 'Los Angeles'.
-Co? Jak to? Kiedy? - w moich oczach zaczęły wzbierać łzy.
-Za tydzień... Nie odzywałem się, bo próbowałem załatwić, żebyś z nami pojechała. - zaczął się tłumaczyć. - Błagałem ich, żeby mi pozwolili. Tłumaczyłem, że nie umiem bez Ciebie żyć, że nie wytrzymam tak długo, ale ich jedyną odpowiedzią: 'Nie możesz się afiszować ze swoim związkiem. To może źle wpłynąć na karierę zespołu'.
-Ale co ja mam wspólnego z zespołem?!
-Chodzi o to, że jestem najmłodszy i wiele dziewczyn przychodzi na koncerty, kupuję różne rzeczy i w ogóle, ze względu na mnie. Tak twierdzi menager.
-Czyli to koniec? - obojgu nam lśniły łzy w oczach.
-Nie mogę Cię zabrać, ale mamy telefony, internet... Będę co jakiś czas przylatywał do Londynu. Nie chcę tego kończyć. Nie w ten sposób... Ale jeśli chcesz, to powiedz słowo, a ja zrezygnuję z kariery.
Chciał to zrobić dla mnie? To się dopiero zaczęło, a już chce kończyć? Nie mogę u na to pozwolić.
-Nie, leć. Będę za Tobą bardzo tęsknić i będzie mi Ciebie brakować, ale widocznie tak musi być.
-Jesteś pewna?
-Tak... Kocham Cię. - popłynęły mi łzy.
-A ja Ciebie.
-Ile Cię nie będzie? - musiałam to wiedzieć.
-Przewidywane jest 8 miesięcy.
Nie wytrzymałam. 8 miesięcy bez niego. Zaczęłam płakać jak małe dziecko. Wtuliłam się w niego. Teraz chciałam zachować ten moment na zawsze. Schować go do pudełka. Zrobić cokolwiek byleby został.


________________________________________________________________________
NIE WIEM, CO MI ODBIŁO. Taki psychopatyczny rozdział mi się napisał :D Co Wy na taki obrót spraw? Spodziewaliście się? Zauważyłam, że przy poprzednim rozdziale były 3 komentarze, z czego 1 to nominacja, więc tak jakby 2. Nie spodobało mi się to. Żebym napisała następy rozdział przy tym niestety musi być co najmniej 5 komentarzy. Nigdy nie chciałam się do tego zniżać, ale pisać dla samej siebie nie mam ochoty. Widzę, że zainteresowanie jest coraz mniejsze, więc może po prostu napiszcie mi, że nie macie zamiaru czytać i po problemie :) Powstała też zakładka 'informowani', ale chyba nie muszę tłumaczyć o co w niej chodzi ;) Wkrótce założę również zakładkę 'Rozdziały'. Ogólnie postaram się dopracować ten blog ;)

6 komentarzy:

  1. JA MYŚLAŁAM ŻE JAKIŚ MORD TU KURWA BĘDZIE.
    to jest psychopatyczne ?! Dziwną masz granicę normalne, nie normalne, psychopatyczne. Ale ni wiadomo każdy ma swoje zasady i granice.
    8 miesięcy to bardzo dużo. Przecież oni się kochają, gdyby nie przybycie Nathana mogłoby dojść do Bóg wie czego, naprawdę.
    Co mnie menager, oni mają być razem.
    ale najwidoczniej tak miało być, gdzieś wysoko tak ktoś zapisał ich los na kartach księgi ich życia.
    Ale oni wrócą do siebie. Będą rozmawiać przez telefon, internet, on będzie przyjeżdżał.
    NO ALE NIE KAŻ CZEKAĆ AŻ TYLE.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku *-* Kocham tego bloga ! Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boże jaki zajebisty rozdział :) Słodkie to było kiedy Nathan tak przyszedł ♥ A 8 miesięcy to barrrrrrrdzo długo...
    Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  4. Popłakałam się czytając. Biedna Gab, szkoda dziewczyny, ale miejmy nadzieję, że Nathan nie pojedzie i z nią zostanie. No i będzie happy end ;)
    Już się bałam, że ona się zabije..
    No ni, czekam na następny rozdział c ;
    + zapraszam do mnie: http://i-will-be-your-hero-layla.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda mi dziewczyny :(
    Mam nadzieję że w końcu będzie z Nathanem.
    Czekam na szybkiego nexta !

    OdpowiedzUsuń
  6. JEJKUUU ;c Rozdział genialny! Dla mnie jesteś mistrzynią :*
    Czekam na nexta!
    SZYBKOOO
    Wenyyy ♥
    Wpadnij do mnie PROOOSZĘ ♥ girlletmeloveyou.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń