sobota, 9 listopada 2013

Rozdział XIV

Najlepiej się tego bachora pozbądź, bo tylko zniszczycie Nathowi życie. Słowa Toma wciąż krążyły po mojej głowie. Ja wiedziałam, że to co w sobie noszę zniszczy karierę Nathana, ale mimo wszystko to jest człowiek. Zarodek człowieka właściwie. Z jednej strony chciałabym go urodzić, a z drugiej? To zniszczy karierę Nathana, a ja nie jestem materiałem na matkę. Ani dobrym, ani złym. Nie jestem żadnym materiałem. Jezu jak ja mogłam do tego dopuścić? Nienawidzę siebie. Muszę znaleźć pieniądze na zabieg. Nie wiem skąd. Zaczęłam się zastanawiać. Taki zabieg tani nie jest. Jedyną moją szansą jest pożyczka od Johna. Tak! Czemu ja na to wcześniej nie wpadłam! Pozbędę się tego kłopotu raz na zawsze. Zero zmartwień. 
-To moja jedyna szansa. Pożyczka. Jeśli on mi nie pożyczy to nie wiem, co zrobię... Czemu to musiało się przytrafić akurat mi?! - gadałam sama do siebie, źle ze mną. 
Wstałam z kanapy i poszłam uczesać się i umalować. Jeśli mam zamiar iść do Johna to cóż, muszę jakoś wyglądać. Jeśli będę wyglądała jakbym wyszła ze śmietnika to na pewno mi ani funta nie pożyczy. Tusz, puder, korektor i inne badziewia poszły w ruch. Cóż, mimo, że tego nie lubię to trzeba.Włosy rozpuściłam. Dzisiaj miałam je lekko pofalowane, więc wyglądały całkiem nieźle. Ostatnie spojrzenie w lustro. Wyglądałam zupełnie naturalnie. Narzuciłam ciepły sweter i można iść. Dobrze, że John nie mieszkał daleko. Kilkanaście minut i byłam na miejscu. Przeskakiwałam nerwowo z nogi na nogę bojąc się zapukać. Ostatnie poprawki włosów, kilka wdechów i... Naciśnięcie dzwonka. Po niecałej minucie ktoś mi otworzył. Zaraz, to nie John. 
-Ehmmmm, szukam Johna. - byłam lekko zdziwiona. 
-Jestem jego siostrzeńcem. Justin, miło mi. - podał mi rękę, ale i tak nie mogłam za bardzo uwierzyć, że stoi przede mną pół nagi facet. 
Człowieku, ubierz się! Załóż koszulkę! Cokolwiek! A ty się nie gap na jego ciało. Twój chłopak dopiero wyjechał, a Ty jesteś w ciąży i się patrzysz na ciało jakiegoś obcego chłopaka? Boże, co za wstyd. Gadałam do siebie w myślach. 
-Ymmmm, Gabrielle. Mnie również. - po chwili wróciłam do normalności.  - Jest John? 
-Nie, wyszedł na spacer. Chciał się przewietrzyć. 
-Puściłeś go samego? 
-Tak, prosił mnie o to, ale czekaj, czego chciałaś od mojego wujka? Ty jesteś tą Gabrielle, co się nim zajmuje? 
-Tak, to ja. - ta rozmowa zaczynała mnie lekko denerwować, biorąc pod uwagę jego ciekawskość oraz ubiór, a raczej jego brak. - Przepraszam, ale moglibyśmy wejść do środka? 
-A tak. Przepraszam. Wchodź. 
Wyminęłam go i ruszyłam przodem do salonu. Drogę oczywiście znałam. Justin podążał za mną. Czułam na sobie jego wzrok. 
-Poczekasz chwilę? Pójdę założyć koszulkę. Chyba, że wolisz, żebym został bez niej. - uśmiechnął się zawadiacko. 
-Nie licz na to. Ubierz się. Twoje ciało mnie w żadnym stopniu nie interesuje. Przyszłam tu do Johna. - starałam się udawać śmiertelnie poważną, chociaż moje myśli krzyczały: 'Nie zakładaj tej pieprzonej koszulki.' 
-Okej, to wracam za minutę. - puścił mi oczko. 
Co on sobie myślał? Że polecę na jego tanie sztuczki i za 10 minut wylądujemy już w łóżku? Takich przygód mi już starczy na dosyć długi czas. Owszem, nie wyglądał źle, ale ja mam chłopaka. Kochałam go. Przystojnych facetów na tej planecie jest mnóstwo. Boże, o czym ja w ogóle myślę? 
-Dobra, jestem. - moje rozmyślania przerwał, już ubrany, Justin. - Przyszłaś do mojego wujka w jakimś konkretnym celu czy tak po prostu pogadać? 
-To delikatna sprawa. 
-Dobra, dawaj. Potrafię być delikatny. 
-Tak, już Ci wierzę. - byłam zdecydowanie nieufna w stosunku do niego. 
-Wiesz, co ja się chyba napiję. - wstał z fotela w kierunku barku, po czym wyciągnął butelkę
drogiej whisky. - Napijesz się? Ty masz już skończone 18 lat, nie? 
-Zabawne. - odpowiedziałam sarkastycznie. - Polej. 
Co miałam do stracenia? Nic. A pić jak wiadomo uwielbiam. 
-Proszę. - podał mi szklankę, której zawartość zniknęła w tak szybkim tempie jak się pojawiła. 
-Wow, widzę, że umiesz pić. - uśmiechnął się. 
-O wiele lepiej od Ciebie. - puściłam mu oczko. 
-To wyzwanie? 
-Nie, raczej nie. I tak bym wygrała. 
Tak przekomarzając się wypiliśmy dość sporą ilość. Szczerze? Nie jestem w stanie już ocenić, ile to było. Straciłam rachubę. Piłam kolejkę po kolejce. A Justin z każdą się wydawał coraz fajniejszy, zabawniejszy. Spojrzałam na zegarek póki jeszcze kojarzyłam fakty. Spędziłam tam półtorej godziny. Nie byłam już trzeźwa. Musiałam iść do domu. Zapytam o tą pożyczkę innym razem, bo teraz mogłabym się wygadać na co mi są potrzebne pieniądze. 
-To ja się będę zbierać. - wstałam lekko chwiejnym krokiem. 
-Miałaś jakąś sprawę przecież do wujka. 
-Tak, ale myślisz, że teraz jestem w stanie to załatwić? - zaśmiałam się. 
-No raczej nie. - razem się śmialiśmy. - To poczekaj, odprowadzę cię, tylko napiszę wujkowi kartkę i zarzucę bluzę. 
-Dobra. - wyraźnie już odpływałam. 
-Chodźmy. Prowadź którędy. Trafisz? 
-Tak, trafię. Strasznie upierdliwy jesteś, wiesz? 
-Ja? Wiem. Podobno też sztywny. 
-Ale za to jaki seksowny. - zaśmiałam się. 
-Widać, że sporo wypiłaś. Daleko jeszcze? - zmienił temat. 
-Nie, za rogiem jest mój blok. Chyba. - znowu zaczęłam się śmiać. 
-Dobra, chodź. 
Niecałe 5 minut później staliśmy pod drzwiami mojego mieszkania, a ja próbowałam trafić kluczem w dziurkę, co po wypiciu tak dużej ilości alkoholu nie było zbyt łatwe. Kiedy po raz kolejny nie trafiłam, rozpłakałam się i siadłam na podłodze. 
-Pierdolony bachor! Wszystko kurwa przez niego! - zaczęłam krzyczeć. 
-O co ci chodzi? - Justin był lekko zdziwiony moim zachowaniem. - Poczekaj, ja otworzę drzwi i pogadamy, okej? 
-Tu nie ma o czym kurwa gadać! Tego gówna się trzeba pozbyć! 
Justin otworzył drzwi i pomógł mi wejść do pokoju. Zdjął mi buty i posadził na kanapie, a sam usiadł na krześle obok. 
-To o co chodzi? 
-Wiesz, to całkiem zabawne. 
-Tak? Na klatce wyglądałaś na rozbawioną, ale mów to może razem się pośmiejemy. - zachęcił mnie. 
-Wiesz, co? Bo ja jestem w ciąży. - zaczęłam się śmiać. - Ale to nic. Pozbędę się tego małego potwora. 
-O czym ty mówisz? - Jus był skupiony na tym, co mówię. 
-No, że usunę ciążę. Pod wpływem alkoholu trudniej się kojarzy fakty? - wciąż się śmiałam. 
-Zacznijmy od tego, że piłaś, będąc w ciąży. Co ci odpierdoliło? 
-A ty co się denerwujesz? Sam zaproponowałeś. 
-Bo kurwa nie wiedziałem! - wstał gwałtownie z krzesła. - Skąd kurwa miałem wiedzieć?! 
-Nie wiem, ale jak proponują alkohol nigdy nie odmawiam. - uśmiechnęłam się. 
-Okej, stało się, nie odstanie się. Czemu chcesz usunąć to dziecko? 
-Poprawka, tego potwora. - poprawiłam go. - Nie mam warunków, nie chcę tego bachora to się go pozbędę. Proste. 
-A kto jest ojcem? 
-Nie uwierzysz. To wszystko jest tak popierdolone, że aż śmieszne. - znowu zaczęłam się śmiać. - Nathan Sykes. Ten, który wczoraj wyleciał na 8 miesięcy do Los Angeles. 
-Ale ten z The WANTED? 
-Wow, dobrze kojarzysz! Stawiam Ci kolejkę! Tylko nie mam nic w domu. - zastanowiłam się. 
-Wystarczy alkoholu! - krzyknął. 
-Uspokój się. Głowa mnie boli. 
-Było tyle nie pić! A teraz mnie posłuchaj uważnie. Nie usuniesz tego dziecka. To jest człowiek taki sam jak ja czy ty. 
-Zabawny jesteś. Jak ja sobie mam z nim poradzić sama? 
-Pomogę ci. 
-Ty? Nie rozśmieszaj mnie. Nawet mnie nie znasz. - wciąż nie czułam się zbyt trzeźwa umysłem, ale chwilami gadałam logicznie. 
-To cię kurwa poznam! Nie pozwolę ci usunąć tej ciąży. -podszedł do mnie i mnie przytulił. 
-Tak, bo ty się będziesz z tym kurwa męczył. Kazano mi usunąć tego bachora i to zamierzam zrobić, ale potrzebne mi pieniądze na zabieg. Sama ich wystarczająco nie mam. 
-Ten twój chłoptaś kazał ci usunąć dziecko?! Zabiję skurwiela. 
-Nie on. - język mi się już plątał, a sama robiłam się senna. - Wiesz, co? Spać mi się chce. 
-Dobra, idź spać. Zostanę tutaj. 
-Nie musisz się o mnie martwić. Nie pójdę i nie usunę tego i tak nie mam teraz pieniędzy. - powiedziałam rozżalona. 
-I nie będziesz mieć. Zadbam o to. 
-Wielkie dzięki. Co cię to w ogóle obchodzi? To moja sprawa. 
-A pomyślałaś, co powie na to Nathan? 
-Przecież się nie dowie, to co ma powiedzieć? 
-A jeśli się dowie? Co wtedy? 
-Podziękuje mi za ochronę swojej kariery. - powiedziałam pewna siebie.  
-Tak? Moja dziewczyna... - zaczął. - Była dziewczyna. Też usunęła ciążę. Półtora roku temu. Miałem dostać stypendium w dobrej uczelni z najlepszą drużyną koszykarską w całej Kanadzie. I co? Kiedy się dowiedziałem nie przyszedłem na mecz, zawaliłem. Jak miałem grać wiedząc, że miałem mieć dziecko, a moja dziewczyna sama wiedziała, co jest lepsze dla mnie? Miałbym teraz prawie rocznego synka lub córkę...Kochałem ją, ale nie umiałem jej tego wybaczyć. Zabiła kogoś, kto nas łączył. 
-Ale to zupełnie, co innego. 
-Nie, to jest to samo. A z resztą. Idź spać. Pogadamy rano. 
-Nie trzeba. Dzięki. Zrobię to, co uważam za słuszne mimo wszystko. - odwróciłam się do niego plecami i zasnęłam w minutę. 
______________________________________________________________________
Na dzisiaj to tyle, wow, napisałam drugi rozdział ;o Szczerze? Byłam w lekkim szoku, że tamten był taki smutny i wgl, a w tym takie akcje :D Pisząc miałam straszne problemy z gramatyką i słownictwem (nie wiem, co mi było), więc z góry przepraszam ;) Chciałabym, żebyście zostawili mi jakiś komentarz mimo wszystko, bo one mnie właśnie mobilizują... Na dzisiaj to tyle. Do następnego ;) 

3 komentarze:

  1. jfghefkjefqwwjqkgfej <3 TO jest boskiee :D Pisz następny, bo nie mogę się doczekać ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie niech ona nie usuwa tego dzięcka...
    I Nathan sie dowie o nim..
    Rozdział świetny:)
    Do nastepnego

    OdpowiedzUsuń