niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział XVI

Leżę na łóżku w pokoju i gapię się w sufit. Już od 12 godzin. Nie mogłam zasnąć. To wszystko to był mój błąd. Nie powinnam tego robić. Przede wszystkim nie powinnam z nim spać! Teraz mam same problemy przez to... Załatwiłam się na amen. Tylko co teraz? Mam dosyć tego leżenia. Wstaję. Nałożyłam na siebie szlafrok i udałam się do kuchni w celu zrobienia sobie kawy. Właśnie tego teraz potrzebuję. Jestem
zmęczona, a muszę jakoś funkcjonować. Było zimno. Chociaż nie wiem, czy na prawdę było zimno, czy po prostu czułam się sama. Wcześniej tak miałam. Mimo na przykład 30 stopni na zewnątrz ja zamarzałam, bo byłam samotna. To dziwne, ale tak mam. Czekałam aż zagotuje się woda, kiedy usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Podeszłam i sprawdziłam, kto dzwoni. Był to Justin. Sprawiał wrażenie jakby czuł się za mnie odpowiedzialny. Odebrałam.
-Halo. - zaczęłam.
-Cześć, Gab. - wiedziałam, że się uśmiecha mówiąc to.
-Cześć, Justin. Miło, że dzwonisz.
-Chciałem się tylko zapytać, czy rozmawiałaś z nim.
-Tak... No cóż... Nie do końca z nim.
-Co to znaczy?
-Jego przyjaciel, Tom, odebrał telefon i to z nim rozmawiałam, ale dowiedziałam się przynajmniej pewnych rzeczy...
-Jakich, jeśli można wiedzieć? - w jego głosie można było usłyszeć wzrastający niepokój, bał się?
-Nathan ma już nową dziewczynę. Przynajmniej tak to wygląda. - zacisnęłam zęby, żeby się nie rozpłakać po raz setny dzisiejszego dnia.
-A może... Może to po prostu koleżanka, a ten Tom to źle odebrał...
-Kurwa, chodzisz do łóżka z koleżankami?! Ja też byłam dla niego koleżanką?! - zaczęłam krzyczeć do słuchawki i chodzić nerwowo po pokoju.
-Przykro mi...
-Tak, mnie też.
-Co teraz zamierzasz zrobić?
-O co pytasz?
-Wiesz. O twoje i jego dziecko.
-Nie wiem. Już nic nie wiem. - rozpłakałam się.
-Nie płacz. Daj mi pół godziny i będę pod twoimi drzwiami.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon w poduszkę. Siadłam skulona pod ścianą, oparłam głowę o kolana i wylewałam miliony łez. Nie zasłużyłam na to wszystko. Nagle poczułam wszechogarniającą złość i chęć pozbycia się pewnej rzeczy. Otworzyłam szafę i zaczęłam z niej wyrzucać wszystko po kolei. Aż ją znalazłam. Sukienkę, którą dostałam od Nathana. Darłam ją kawałek po kawałku. Sprawiało mi to dziwną radość i ulgę chociaż byłam tak wkurwiona jak nigdy. Krzyczałam. Nie mogłam się opanować. To wszystko to za dużo na mnie jedną. Poczułam jak ktoś mnie obejmuje od tyłu.
-Ciii, spokojnie. Jestem tu. - Justin uciszał mnie, głaszcząc po włosach.
-Zostaw mnie i ty! Zostawcie mnie wszyscy! - wyrywałam się. - Puść mnie!
Rozluźnił uścisk, a ja się z niego wysunęłam.
-Powiedz mi jedną rzecz. Czemu wy wszyscy się akurat mnie uczepiliście?! Ty, Nathan. Czemu ja?!
-To nie jest tak, że się ciebie uczepiłem... Mnie po prostu zależy na twoim szczęściu.
-Człowieku, nie znasz mnie!
Nagle zadzwonił telefon. Kto znowu? Spojrzałam na wyświetlacz. Tym razem to Nathan. Odebrałam.
-Odpierdol się ode mnie! - krzyknęłam jedno zdanie, po czym się rozłączyłam.
-Może powinnaś z nim porozmawiać... - poradził mi Jus.
-A kim ty do chuja jesteś, żeby mi coś radzić?! Co o mnie wiesz?!
-Tyle, że jesteś w ciąży z mężczyzną, którego kochasz i że nie zasługujesz na to wszystko.
-Nie kocham go. Już nie.
-Przecież wiesz, że tak nie jest. Kochasz go.
-Chyba powinieneś już pójść.
-Za chwilę.
Kucnął przy mnie i wziął moją dłoń w swoje.
-Pomogę ci. Ze wszystkim. Będziesz szczęśliwa. Pokochasz tego malucha. Nawet jeśli jego miłość nie była prawdziwa to to dziecko jest. Zrozum, że ono zasługuje na życie i normalną rodzinę. Będzie dobrze.
Przytuliłam go z całych sił. Kogoś takiego mi teraz potrzeba. Gdyby Nath taki był... Wszystko by było lepiej. Justin ujął w dwa palce mój podbródek i uniósł go tak, że teraz patrzę mu w oczy.
-Jesteś śliczna. - szepnął, po czym wpił się w moje usta.
Gdyby ktoś mi rano powiedział, że będę się całować z Justinem to chyba bym go wyśmiała, ale teraz... Teraz czuję się dobrze. Czuję się tak jakbym była dla kogoś ważna. Pogłębiłam pocałunek, a swoją dłoń wplotłam w jego idealnie ułożone włosy. On zawsze wygląda idealnie. Może to Justin jest mi pisany... Nie Nathan. Kochałam i chyba nadal kocham Natha, ale już mu nie ufam i nie zaufam. Za to Jus... Jemu ufam.
-Ufam ci. - szepnęłam.
-Razem przez to przejdziemy. Będziesz szczęśliwa. Obiecuję ci to.
-Dziękuję... - z moich oczu popłynęło kilka pojedynczych łez.
-Hej, nie płacz. - otarł je kciukiem. - Zamieszkaj ze mną.
Jego propozycja wywarła na mnie delikatnie mówiąc szok.
-Znamy się dopiero jakiś tydzień. Nie mogę stawiać wszystkiego na jedną kartę.
-Nigdy bym cię nie zranił tak jak on.
-Wiem, wierzę ci, ale zrozum. Muszę być odpowiedzialna za siebie i moje dziecko... - pierwszy raz pomyślałam o nim jak o moim dziecku, które kocham.
-Rozumiem. Przemyśl to. - pocałował mnie po raz kolejny. - Muszę iść. Mam spotkanie z agentem nieruchomości.
-Okej, kiedy się zobaczymy?
-Kiedy tylko chcesz. Mój numer masz.
Uśmiechnęłam się po czym pocałowałam go po raz ostatni. Jego usta były idealne. Nie chciałam się od nich odrywać. Przy nim czułam się jak w raju. Czułam takie ukojenie...
Udałam się do łazienki, aby dokonać porannej toalety, uczesać się, umalować, przebrać. Chciałam się przejść. Jeszcze raz to przemyśleć. Zobaczyć szczęśliwych ludzi. Czy ja jestem teraz szczęśliwym człowiekiem? Z jednej strony tak, bo mam Justina, a z drugiej...? Brak Nathana zabija od środka. Łączy mnie z nim tak wiele... Czy raczej łączyło. Jedyna 'pamiątka' po nim na zawsze to nasze dziecko, które tak na prawdę kocham. To przede wszystkim moje dziecko i skoro zaszłam w ciążę to być może jest to moja szansa na nowe, lepsze życie. Szybko się wyszykowałam. Nigdy nie spędzam dużo czasu w łazience.
Złapałam klucze i telefon, który wsunęłam do kieszeni. Zamknęłam dom, po czym się upewniłam naciskając klamkę. Na dworze było ok. 15 stopni. Typowa jesienna pogoda. Przechadzałam się uliczkami i oglądałam wystawy sklepów. Mijałam wiele samotnych matek z wózkami. Czy tak właśnie będę wyglądać za 9 miesięcy? Za każdym razem odwracałam się. Patrzyły z taką miłością na swoje pociechy... Dam radę. Uszczęśliwię mojego synka lub córeczkę. Zrobię wszystko, by nie miało takiego życia jak ja. Nagle zadzwonił mi telefon. Mam nadzieję, że to Justin. Wyjęłam go z kieszeni i zobaczyłam, że to Nathan do mnie dzwonił... Musiałam odebrać.
-Czego chcesz? - zaczęłam sucho.
-Co to miało znaczyć? - zapytał mnie Nath ze złością w głosie.
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
-Do jasnej kurwy nędzy! Powiedz mi o co ci chodzi! Okres masz czy co?! - zdenerwował się.
-Jesteś zabawny. - zaśmiałam się żałośnie. - Ja mam ci mówić? Może sam byś mi powiedział, co się dzieje w tym całym Los Angeles.
-A co ma się dziać? Pracuję! Jestem tu kurwa w pracy! Nie to, co ty...
-Co sugerujesz? Nie mogę na siebie zapracować? Jestem darmozjadem, tak? W łóżku też wystarczająca nie byłam, więc ci się znudziłam?!
-O czym ty pierdolisz?!
-O gównie, Sykes. O gównie. Nawet byś się nie ośmieszał. Brzydzę się tobą. Niedobrze mi się robi na myśl o tobie. Nienawidzę cię.
-Znudziło ci się już? Tak? Znalazłaś sobie nowego podwładnego, który będzie latał na każde twoje zawołanie?
-O nie, Sykes. Tak, nie będziesz do mnie mówił. Mam swój szacunek i nie pozwolę, żeby ktoś, ktokolwiek - zaakcentowałam to słowo. - tak się do mnie wyrażał. Nie masz prawa.
-Nie mam? Chciałem się dowiedzieć jak się czujesz, a tym czasem usłyszałem, że mam się odpierdolić! Czy ty czasem myślisz, co czują inni poza tobą?! Jesteś pierdoloną egoistką skupioną na sobie! Cieszę się, że to odkryłem teraz, póki nic poważnego mnie z tobą nie łączy.
-Nic poważnego?! - przerwałam mu. - Sypiasz z każdą napotkaną laską, tak? Czemu padło akurat na mnie? Co? Stałam się dla ciebie wyzwaniem? Założyłeś się z kumplami? Co kurwa?! Teraz to ci mowę odjęło?!
-Jesteś taka pojebana, że myślisz, że poznawałbym cię ze wszystkimi, gdybym cię nie kochał?! Serio jesteś taka głupia?
-Gdybyś mnie kochał... - przerwałam.
-Zaraz, kurwa, rozmawiam! Nie widzisz?! Ślepy jesteś?! Wypierdalaj mi z tego pokoju! - prawdopodobnie ktoś wszedł do jego apartamentu. - Słucham. Możesz dokończyć, to co przerwałaś.
-Po prostu nie zrobiłbyś tego... Ja cię kochałam. - zaczęły mi płynąć łzy po policzkach.
-Czego? O co chodzi? Wyjaśnij mi to! Proszę!
-Nie, to koniec. Trzeba wiedzieć, kiedy odejść, aby nie narazić się na jeszcze większy ból.
-O czym ty mówisz?! Zrywasz ze mną?!
-Ja... Tak... Przepraszam. Kocham cię. - rozłączyłam się.
To koniec. Oficjalny koniec Gabrielle i Nathana. Teraz najważniejsza jest Gabrielle i jej dziecko. Damy sobie radę. Justin nam pomoże. Muszę się z nim spotkać. Teraz. Pierwszą moją myślą było to, że znajdę go u Johna, więc tam się udałam. Po chwili byłam już pod drzwiami. Cała moja twarz była pokryta czarnymi smugami po rozmytym tuszu do rzęs. Słowa Nathana mnie zabolały jak chyba żadne inne. Potraktował mnie jak dziwkę, którą nie jestem. Zapukałam delikatnie. Otworzył Justin. Co za szczęście, że był akurat tutaj!
-Gab, co się stało? - przekroczył próg, zamknął drzwi za sobą i objął mnie delikatnie.
-Ja... - było mi ciężko o tym mówić.
-Spokojnie. Jestem tutaj.
-Rozmawiałam z Nathanem. - wzięłam głęboki wdech.
-Nie spiesz się. Wiem, że to trudne.
-Potraktował mnie jak dziwkę... Pytał się, czy już sobie znalazłam nowego podwładnego... Ja tak nie
traktuję ludzi. Czemu on tak o mnie myśli? - rozpłakałam się jeszcze bardziej. - Cholera, czemu ja płaczę? Mam dosyć łez.
-Zabiję skurwysyna. - oczy Justina zapłonęły złością.
-Uspokój się. - złapałam go za jego napięte ramię. - Cokolwiek by nie powiedział jest ojcem mojego dziecka...
-Tylko biologicznym. - syknął. - W rzeczywistości nawet nie wie, że jesteś w ciąży.
Justin wypowiedział tą bolesną prawdę, której nie dopuszczałam do siebie. Nathan był jedynie biologicznym ojcem...
 __________________________________________________________________________
Na dzisiaj to tyle. Jak zawsze liczę na komentarze, co nowością pewnie dla Was nie jest, a dla mnie nowością nie jest, że tych komentarzy raczej nie dostanę :D

2 komentarze:

  1. Niech Nath sie dowie. Musza byc razem ! :/
    Weny i czekam na next'a <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale, ale ,ale że co...
    Jak to ona z nim zerwała?
    I jak Nathan mógł ją tak potraktować ?
    Co za..
    Nie no oni muszą być razem , i Ntahn musi dowiedzieć się o dziecku
    Pozdrowienia i do kolejnego :>

    OdpowiedzUsuń