wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział XVII

Dni mijają, a ja się czuję coraz gorzej. Ciąża wielu osobom służy, ale mi na pewno nie. Jest mi cały czas niedobrze. Nawet nie mam ochoty wychodzić z domu. Prawdę powiedziawszy całymi dniami siedzę w fotelu obok okna przykryta kocem z kubkiem herbaty w ręce. Gapię się w to miejsce parkingowe, gdzie Nathan zawsze stawiał swój samochód. Mam wrażenie, że zaraz go zobaczę, przytulę. Nie dociera do mnie, że to
koniec. Rozejrzałam się po pokoju. Tyle wspomnień... Mój wzrok zatrzymał się na zdjęciu. Pierwszego dnia, kiedy się spotkaliśmy Nath je pochwalił. Powiedział, że bardzo mu się podoba. To przy tej ścianie daliśmy się ponieść emocjom. Patrzyłam pustym wzrokiem. Tak bardzo za nim tęskniłam. Ile dni już siedzę w domu? Około 20. Około 20 dni nie wychodzę z domu... Praktycznie nie ruszam się z tego fotela. Nawet śpię na nim. Nie miałam już siły. To dopiero drugi miesiąc ciąży. Jeszcze 7 przede mną. Nie rozmawiam też z Justinem. Codziennie do mnie dzwoni. Po kilka razy, ale ja nie odbieram. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Był chyba tutaj. Nawet na pewno, bo kto inny mógłby przyjść? Mimo wszystko nie otwieram drzwi. Nie chcę się z nikim widzieć. Poza Nathanem. Kocham go i nienawidzę jednocześnie. Czy to w ogóle możliwe? Wstałam po laptopa, którego od niego dostałam... Po kilku sekundach wróciłam do dawnej pozycji z komputerem na kolanach. Weszłam w folder z naszymi zdjęciami. Z każdym kolejnym coraz bardziej płakałam. Tak ma to teraz wyglądać? Stare zdjęcia i wieczne wspomnienia? Włączyłam internet i czytałam wiadomości. Chciałam oderwać od czegoś myśli.
-Światowej skali gwiazda zespołu The WANTED, wokalista Nathan Sykes stacza się. Co jest przyczyną? -
zaczęłam czytać na głos drżącym głosem, po czym kliknęłam w tytuł artykułu, aby dowiedzieć się, o co chodzi. - To nie może być prawda... Nathana wyraźnie coś dręczy. Coraz częściej jest widywany w klubach, gdzie alkohol leje się strumieniami, a i od innych używek tam nie stronią. Niestety głos wokalisty nie przyjmuje tego najlepiej. Na koncertach brzmi coraz gorzej, czy to koniec kariery młodego, ale jakże zdolnego wokalisty? 'Nic się nie dzieje. Nathan jest po prostu młody, chce zaszaleć. Na pewno The WANTED się nie rozpadną. Nie teraz.' - zapewnia rzecznik prasowy zespołu, ale czy to 100% prawy? Dowiemy się wkrótce.
Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie przeczytałam. Co Nathan z sobą robił? Przecież nie może tego zniszczyć. Musiałam go ratować. Tu nie chodziło teraz o mnie, ale o niego. On był najważniejszy. Złapałam telefon i wykręciłam numer mojego byłego chłopaka.
-Halo? - usłyszałam lekko zachrypnięty głos, nie był pijany.
-Nathan...
-Gab, czego ty ode mnie chcesz? Chyba sobie wszystko wyjaśniliśmy.
-No właśnie nie. Nie wszystko. Nie do końca. - musiałam wziąć głęboki wdech, aby się nie rozpłakać.
-O co chodzi?
-O ciebie. Chociaż... - rozpłakałam się. - Nathan, przyleć do mnie. Proszę.
Desperacja była do wyczucia w moim głosie chyba na odległość miliarda kilometrów. Odpowiedziała mi głucha cisza.
-Nathan, proszę cię.
-To nie ma sensu. Po co mam przyjeżdżać?
-Jeśli ci nie zależy na mnie, zrozumiem, ale przecież zależy ci na fanach, prawda? - głęboki wdech po drugiej stronie słuchawki. - Pomyśl o nich. Ich idol się stacza. Oni tego nie chcą. Ja też nie...
-Skąd wiesz? - w jego głosie dało się usłyszeć mieszankę agresji i bólu.
-Wszyscy wiedzą. Internet. Ćpasz?
-Głupie pytanie. Oczywiście, że nie. Nie po to cię z tego wyciągałem, aby sam w to wpaść.
-Dzięki Bogu. - powiedziałam cicho. - Jest jakakolwiek możliwość, abyś do mnie przyjechał?
-Mam przyjechać po co? Po to, żebym się opamiętał. Poradzę sobie sam. Po to, żebym się z tobą spotkał, a potem znowu cierpiał, że cię już nie ma w moim życiu? Dlaczego zmuszasz mnie do cierpienia? Co ci to daje?
-Ja... Ja sama cierpię. Kocham cię ponad wszystko. Po prostu jesteś daleko, a ja tutaj...
-Rozumiem. Staram się rozumieć.
-Jest coś, o czym chciałabym ci powiedzieć, ale nie mogę. Nie przez telefon... - uśmiechnęłam się lekko na widok wizji w mojej głowie, w której Nathan na wieść o dziecku wraca do mnie i naszego dawnego życia.
-Nie wiem, czy chcę tego słuchać. - odpowiedział sucho.
-To ważne. To dotyczy ciebie. - byłam śmiertelnie poważna.
-Cóż, teraz mam koncerty przez najbliższe półtora miesiąca praktycznie codziennie. Powrót do UK nie miałby najmniejszych szans, bo sam lot za długo trwa. Zastanowię się nad tym.
-Dobrze...
-Emmm. Gab.
-Tak?
-Dziękuję za telefon. Więcej nie zobaczysz takich informacji.
-Nie ma za co. Przyjedź do mnie... - poprosiłam ostatni raz.
-Obiecałem, że to przemyślę i tak zrobię.
-Dziękuję. - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Odłożyłam telefon i natychmiast pobiegłam do łazienki. Wymiotowałam średnio kilka razy dziennie. Coś było nie tak. Zamiast tyć, chudłam. Po prostu to, co jadłam, to było za mało dla nas dwojga. Przez to, że cały czas wymiotowałam. Moja waga sygnalizowała niedowagę, a dziewczyna w ciąży i niedowaga to... W ogóle jest taka opcja? Teraz jak się zastanowiłam to to mnie zmartwiło. Postanowiłam się spotkać z Justinem. Napisałam mu smsa:

' Za 20 minut w parku obok mojego mieszkania. Proszę, bądź. ' 

Po chwili wiadomość była wysłana. Przebrałam się i związałam włosy w wysokiego kucyka. Punktualnie przybyłam na umówione miejsce. Justin już siedział na ławce. Podeszłam do niego, a on mnie podniósł tuląc do siebie. 
-Gdzieś ty była?! - jego oczy krzyczały 'martwię się'. 
-Musiałam kilka rzeczy przemyśleć. - uśmiechnęłam się lekko. 
-Jesteś strasznie lekka... Co się dzieje? - od razu zauważył. 
-Nie wiem. Po prostu źle się czuję ostatnio, ale to mi minie. Rozmawiałam z Nathanem. 
-Co powiedział? - patrzył się prosto w moje oczy, co mnie lekko krępowało, więc odwróciłam wzrok. 
-Może przyleci za około półtora miesiąca. Musi się zastanowić. 
-Gab... - złapał mnie za rękę i pociągnął tak, abym siadła obok niego.
-Słucham. 
-Wiesz, że mi na Tobie zależy. - uciszył mnie, widząc, że chcę się wtrącić. - Nie chciałbym, żeby wracał, ale tak na prawdę nosisz jego dziecko. To z nim spędziłaś ten moment, który za pewne był dla ciebie pełen emocji i miłości. Byłbym najszczęśliwszym mężczyzną na świecie, gdyby był on ze mną, ale nie był. Muszę się z tym liczyć. Mimo, że to dla mnie trudne. Rozumiem, że chcesz się z nim dogadać i stworzyć szczęśliwą rodzinę, ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. 
Przytulił mnie, a ja oparłam twarz na jego klatce piersiowej. 
-Kocham cię. - wypowiedziałam te 2 jakże ważne słowa.
Czy kochałam Justina? Tak, kochałam. Czy bardziej od Nathana? Na pewno nie.
-Ja ciebie też. Wiesz to. Będę czekał, jeśli zajdzie taka potrzeba.
-Justin, ja muszę już iść. Mam ważną sprawę do załatwienia. - zacisnęłam szczękę, aby nie jęknąć z bólu, źle się czułam.
-Poradzisz sobie? - uśmiechnął się.
-Tak, na pewno. - odwzajemniłam uśmiech.
2 dni temu miałam zrobić badania krwi. Lekarz nie był zadowolony tym, co się ze mną dzieje. Miałam dzisiaj udać się do szpitala po odbiór wyników i je z nim skonsultować. Przytuliłam Justina i udałam się w kierunku szpitala. Musiałam się zatrzymywać, co jakiś czas, aby wziąć kilka głębokich wdechów. Z dnia na dzień było ze mną coraz gorzej. Nie bałam się o siebie, ale o moje i Nathana dziecko. Po 40 minutach byłam na miejscu.
-Dzień dobry. - podeszłam z uśmiechem do pani, która wydawała wyniki. - Gabrielle Nowak. Miałam dzisiaj odebrać wyniki badania krwi.
-A tak, są tutaj. Proszę. - miła starsza pani podała mi kopertę.
-Dziękuję, do widzenia.
-Miłego dnia.
Z kopertą w dłoni poszłam do gabinetu lekarza prowadzącego moją ciążę. Zapukałam lekko i zajrzałam.
-Proszę wejść za 5 minut. - mój doktor rozmawiał przez telefon.
-Dobrze, przepraszam. - odpowiedziałam cicho i zamknęłam za sobą drzwi.
Siadłam na korytarzu i nerwowo odliczałam sekundy patrząc na wskazówkę na zegarze, który wisiał przede mną. Miałam nadzieję, że wszystko jest okej, a to po prostu trudny początek ciąży...
-Pani Nowak! - zostałam zawołana przez lekarza.
Weszłam do gabinetu niepewnym krokiem, usiadłam przy biurku na przeciwko starszego mężczyzny i podałam kopertę z wynikami. Kiedy je przeglądał nie mogłam odczytać jego twarzy. Nie wiedziałam, jakie są wyniki. Dobre czy złe?
-No cóż... Nie mam dla pani dobrych wiadomości. - zaczął lekarz, a mi zrobiło się  ciemno przed oczami.
________________________________________________________________________________
Na dzisiaj to na tyle. Wizję na ten rozdział minął, ale w ramach pisania wszystko się zmieniło o 180 stopni i takim oto cudem TADAAAM, XVII rozdział nie poraża optymizmem. Na prawdę zachęcam Was do komentowania. To motywuje. 

1 komentarz: