czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział XVIII

-Nic jeszcze nie jest potwierdzone na 100%. -  lekarz próbował mnie uspokoić.
-Ale ja chcę wiedzieć. - starałam się nie podnosić głosu. - Proszę mi powiedzieć.
-Dobrze... Podejrzewam u pani białaczkę. To nie jest oczywiście pewność, lecz jedynie podejrzenie.
-Ale... Jak to? - nie mogłam uwierzyć.
-Nowotwór nie wybiera. Przykro mi.
-Co ja mam teraz zrobić? - oczy mi się zeszkliły.
-Na początek musi pani zostać w szpitalu na badania, które wykluczą lub potwierdzą białaczkę w 100%. Jeśli się okaże, że jednak jest pani chora, zostanie pani do końca ciąży tutaj.
-Do końca? 7 lub 8 miesięcy?
-Cóż, ze względu na to, że jest to nowotwór i jak wiemy grozi on śmiercią urodzi pani prawdopodobnie wcześniej, aby móc zacząć leczenie. Póki jest pani w ciąży nie możemy rozpocząć chemioterapii ani zacząć leczenia. Możemy jedynie zadbać o panią i dziecko, aby nic nie zagrażało waszemu życiu.
-O boże... - dlaczego mnie to spotyka? - Czyli w którym miesiącu będę rodzić?
-W 8 lub 7. Wszystko zależy od tego jak będzie się rozwijać dziecko.
-Rozumiem...
-Proszę teraz pójść do domu po rzeczy i wrócić tu na godzinę. - zerknął na zegarek. - Powiedzmy na 17. Sala będzie dla pani gotowa.
-Panie doktorze... - zaczęłam. - Czy jest możliwość, abym miała osobną salę?
-Hmmm, nie wiem, czy to da się załatwić.
-Bardzo mi na tym zależy. Nie umiem przebywać wśród obcych ludzi.
-Cóż, zobaczymy, co da się zrobić. - uśmiechnął się. - Proszę się nie martwić na zapas. Może się okazać, że to po prostu bardzo trudny początek ciąży. Bądźmy dobrej myśli.
-Dziękuję. - wstałam i podałam dłoń mojemu lekarzowi prowadzącemu i wyszłam z gabinetu.
Na korytarzu siadłam na plastikowym krzesełku, aby wszystko przemyśleć. Najpierw ciąża, potem białaczka... To trudne dla 18 latki. Zwłaszcza bez Nathana... Wyciągnęłam telefon i wstukałam numer do Justina.
-Halo? Justin? - zaczęłam. - Przyjdź do mnie za godzinę. Muszę ci coś powiedzieć.
Rozłączyłam się szybko i udałam się do domu. Spacer nie był dla mnie przyjemny. Tyle myśli w mojej głowie... Nie wiem, co gorsze. Choroba, dziecko czy to, że nie ma Nathana obok... Wzięłam głęboki wdech, aby się nie rozpłakać. W środku krzyczałam. Pod blokiem zauważyłam Justina i pobiegłam w jego kierunku.
-Co się stało? - objął mnie, kiedy wpadłam w jego ramiona.
-Wszystko się spierdoliło. - rozpłakałam się.
-O czym ty mówisz? - głaskał mnie po włosach.
-Jestem chora. - spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Żartujesz sobie? Ciąża to nie choroba. - zaśmiał się.
-Nie o to mi chodzi. Jestem na prawdę chora. Poważnie.
-Skąd wiesz? - zmartwił się.
-Byłam dzisiaj u lekarza. To nie jest jeszcze potwierdzone w 100%, ale bardzo prawdopodobne.
-Na co? - był bardzo spięty.
-Białaczka... - cicho wyszeptałam, a po moich policzkach spłynęły słone łzy.
-Jak to możliwe?
-Justin... Źle się czuję. Wejdźmy do środka. - zrobiło mi się słabo.
-Oczywiście. Chodź. - wziął mnie na ręce. - Jesteś cholernie lekka.
Bałam się, ale nie o siebie. Bałam się o dziecko. O ten cholerny owoc mojej i Nathana miłości, o którym on nic nie wie. Justin otworzył drzwi i zaniósł mnie do pokoju, aby tam mnie położyć na kanapie.
-Przynieść ci wody? - zapytał.
-Nie. Muszę się pakować. - podniosłam się delikatnie.
-Dokąd?
-Mam na 17 być w szpitalu. Muszę mieć jeszcze serię badań potwierdzających lub wykluczających chorobę.
-Pomogę ci. - powiedział, grzebiąc w szafie.
-Jus... Nie musisz. Wiesz, ile ci zawdzięczam. - uśmiechnęłam się lekko.
-Chcę. Nie pozwolę na nic, co miało by sprawić, abyś cierpiała. W jakikolwiek sposób. - dodał ciszej.
-Co ja bym bez ciebie zrobiła?
-Tego nie wiem, ale wiem, że ja bez ciebie bym nie widział sensu życia. Jesteś moim słoneczkiem na niebie. - posłał mi zniewalający uśmiech.
Po 2 godzinach w przed pokoju stała moja torba. Wszystko gotowe. Zaczynam nowe życie. Szpitalne. Czuję, że to tam zamieszkam do porodu. Nie tak to sobie wyobrażałam. Wszystko poszło nie tak. Justin szedł obok mnie niosąc moje rzeczy. Teraz muszę o siebie szczególnie dbać. Nie rozmawialiśmy. Po prostu milczeliśmy. Kilka godzin temu żywiłam się nadzieją, że to nic poważnego. Teraz wszystko się zawaliło na mnie, a Nathan jest na drugim końcu globu. Tak bym chciała, żeby był obok... Najgorsze uczucie to tęsknota. Ze stratą można się w końcu pogodzić, ale tęsknota jest jak cień. Nawet jeśli zajdzie słońce znajdzie się inne źródło światła, aby rzucić ten cień. To wszystko zabija. Psychicznie. Moja depresja oczywiście powróciła. Planowałam zacząć brać leki antydepresyjne, ale teraz to chyba nie wchodzi w grę.
Moje rozmyślania przerwało nasze dotarcie do szpitala.
-Poczekaj, pójdę zapytać o salę. - powiedziałam do Justina i udałam się do recepcji.
-Sala 217. - wróciłam po chwili. - Chodźmy.
Podałam mu rękę i razem udaliśmy się do pokoju. Był biały. Jak chyba wszystkie w szpitalu. Nienawidzę białego. Ten kolor przyprawia mnie o mdłości. Jakbym miała ich mało. Skrzywiłam się. Justin położył torbę w rogu i siadł na łóżku.
-Ummm, milutko masz tutaj. - starał się mnie pocieszyć chyba.
-Tak, wiem o tym. - odpowiedziałam sarkastycznie. - Co ja mam tu robić? To wszystko jest popierdolone.
Do sali wszedł mój lekarz prowadzący.
-Witam przyszłą mamusię i tatusia. - uśmiechnął się, a my speszyliśmy lekko. - Proszę się nie martwić, zajmę się pana partnerką.
Sytuacja zrobiła się dziwna. Chciałam zainterweniować, ale zastanowiłam się. Gdyby to Justin był ojcem mojego dziecka... Wszystko by się ułożyło. Wszystko byłoby okej. Wątpliwości nie ulega, że tęskniłabym za Nathanem, ale przynajmniej miałabym tu kogoś na miejscu. Blisko.
-Proszę się przebrać w piżamę. Niedługo pielęgniarka podepnie panią do kroplówki. Wieczorem podamy leki, a jutro rano zaczniemy badania. Miejmy nadzieję, że wszystko będzie dobrze. - lekarz ściągnął mnie na ziemię.
-Dobrze, dziękujemy. -powiedział Justin za mnie.
Łazienka nie była zbyt przestronna ani przyjemna. Po prostu łazienka. Szpitalna. Nie mogę zrozumieć za co jestem tak karana przez życie. Kiedy myślałam, że nic się bardziej zawalić nie może, zawaliło się 100 razy
więcej. Wyszłam z łazienki i weszłam do łóżka pod kołdrę. Pielęgniarka przyszła po kilkunastu minutach. Wbijanie igieł nie jest przyjemne, ale przeżywałam gorsze bóle. Na przykład ten psychiczny, który czułam w tym momencie. Z Justinem  było mi łatwiej. W jego towarzystwie czułam się błogo. Tak jak kiedyś w towarzystwie Nathana. Gdyby nie to, że wcześniej był Nath... Wszystko by może było dobrze.
-Justin. Gdyby nie było Nathana zrobiłabym wszystko, aby być z tobą, ale on jest, był i będzie... - zaczęłam gadać od rzeczy.
-Spokojnie. Nie tłumacz się. Ja widzę, że jestem dla ciebie ważny. Po prostu... Nie najważniejszy. Rozumiem to. Chciałbym być najważniejszy, ale nie mogę od ciebie wymagać bycia na pierwszym miejscu. Zależy mi przede wszystkim na twoim szczęściu.
-Boję się. Wszystko jest zupełnie na opak. Myślałam, że teraz będę szczęśliwa. Zaczęłam się nawet oswajać z ciążą i kochać moje dziecko. A co jeśli nie urodzę? - w moich oczach błysnęły łzy.
-Urodzisz! Będziesz szczęśliwa ze swoim synkiem lub córką! Musisz. Nie możesz mnie tu zostawić. Kocham cię. Nie dałbym rady bez ciebie. Razem przez to przejdziemy.
-Dziękuję. - pocałowałam go.
-Chcesz, żebym z tobą został, Gab? - zapytał.
-Nie, Justin. Nie trzeba. Idź już. Żyj swoim życiem i tak za bardzo cię wykorzystuję.
-Ty nim jesteś. - złapał mnie za rękę.
Ciszę przerwał mój dzwoniący telefon. Odebrałam po 2 sygnałach.
-Halo? - zaczęłam rozmowę.
-Cześć, Gab. - to był Nathan. - Chciałem ci tylko powiedzieć, że podjąłem decyzję i nie przyjadę do ciebie. Należy się odciąć od zbędnej przeszłości.
Zatkało mnie. Nath nie chciał się ze mną spotkać.
-Muszę się z tobą spotkać! - krzyknęłam do telefonu.
-Sama powiedziałaś, że to koniec. Zrozumiałem. Walka o coś, co nie ma przyszłości, nie ma sensu. Tak jest z nami. - odpowiedziała mu przeciągła cisza. - Gab?
Telefon wypadł mi z ręki, a ostatnie, co pamiętam to krzyki Justina, aby wołać lekarza i pytania Nathana dobiegające cicho z telefonu: 'Co się dzieje? Gab?! Co się tam dzieje?!'...

________________________________________________________________________
Mam straszne problemy z dodawaniem zdjęć. Wgl z pisaniem też. Przepraszam, ale ostatnio jakoś mi coś nie idzie, ale wenę mam, więc muszę ją wykorzystywać :D Tłumaczę się tylko tym, że humanem nie jestem. Z góra za wszystkie błędy i niedociągnięcia przepraszam i proszę o te komentarze, serio. Nawet z krytyką. Po prostu dajcie mi jakiś sygnał, czy to się Wam podoba lub nie. Do następnego ;)

9 komentarzy:

  1. No za debil z tego Nathana...
    Może po tym co usłyszał w końcu do niej przyjedzie
    A Justin jest słodki *-*
    To teraz czekam na kolejny tak szybki rozdział :>
    Pozdrowienia Kochana:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Do Anonimowy:
    No i po co obrażasz Nathana?
    Przecież to jest wymyślone...
    Do Cb:
    No ,a właśnie nie podoba mi się ,że robisz z niego debila ,bo uważam ,że on by taki nie był. Zmień go ,proszę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest moje opowiadanie i mam na niego stworzony pewien plan i staram się niego w miarę możliwości trzymać. Gdybym zrobiła 4 rozdziały temu, że np wrócił i by się pogodzili i wgl, sweet, love forever to o czym ja miałabym pisać? Raczej opowiadania, które trzymają w napięciu cieszą się większym powodzeniem niż takie, w których nic emocjonującego się nie dzieje. Od początku Nathan w tym opowiadaniu jest jak nie on. Czy Nath by się zakochał w kimś, kogo zna od 2 dni? Raczej nie. Poza tym pewne postacie są wzorowane na kimś, ale na pewno nie na swoich realnych odpowiednikach. Także póki, co będę się trzymać mojego planu, ale dziękuję za opinię, postaram się wziąć pod uwagę. Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Rozdział świetny ;) Mam nadzieje, że wróci mu rozum do głowy... czekam na next'a!! XD

    OdpowiedzUsuń
  4. rozdział zajebisty :) czekam na nastepne ! XDD

    OdpowiedzUsuń
  5. Nominowałam cię ♥ stworzmy-wlasna-historie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Klaudia!
    Od dawna Ci mówię, że masz talent to się z tym sprzeczasz.
    Rozdział jak zwykle świetny, o tym chyba nie muszę pisać.
    Bardzo emocjonujące wydarzenia, w sumie..
    Może Justin lepiej się nią zaopiekuję?
    Chyba, że Nathan się opamięta i wszystko będzie oki.
    Czekam na następnego!
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ej! Kiedy dodasz następny!?! Czekam już tyle czasu! Pisz następny rozdział i ani mi się waż zapszaczyć mała dzido!!! Tak groże ci :3 haha ale na serio to... Wiem gdzie mieszkasz buahahahahaha a tak jeszcze bardziej serio to spinaj poślady i dodawaj nowy rozdział w trybie now :) tak czekam ;*** i weny kochana :P
    Cookie monster
    Ps. Czy Gabs będzie z Sykesem? Bo niewyobrażam sobie Biebera za jej chłopaka i nie za bardzo go lubię, ale decyzję zostawiam tobie słońce.
    Czekająca i wytrwała oraz grożąca ci fanka twojego opowiadania oraz ciebie :) papa
    I zapraszam

    mystoryiscrazy.blogspot.com
    Może ci się spodoba i zapraszam do komentowania :):):):):):):):):)

    OdpowiedzUsuń
  8. proszę ja cię błagam napisz kolejny rozdział kocham tego bloga
    błagam ja muszę to czytać
    pisz
    pisz
    pisz
    pisz
    pisz
    pisz
    pisz

    OdpowiedzUsuń